OPINIA: Ceny gier nie powinny być jednolite
Rynek gier potrzebuje regulacji. Ale tylko tam, gdzie to naprawdę niezbędne.
Komisja Europejska przedstawiła założenia Jednolitego Rynku Cyfrowego: jednym z nich jest ustalenie jednolitej ceny za produkty cyfrowe we wszystkich krajach Unii Europejskiej. Oznacza to, że taką samą cenę za dany tytuł zapłacimy i w Wielkiej Brytanii, i w Niemczech, i w Polsce.
Rozwiązanie to, choć teoretycznie ma wykluczyć nierówności, zupełnie nie bierze pod uwagę różnego poziomu zarobków w różnych krajach UE. Gdybyśmy zrównali ceny gier konsolowych, usług internetowych czy np. e-booków, ceny wzrosłyby w Polsce o kilkadziesiąt procent. Typowa nowa produkcja na PS4 za granicą kosztuje ok. 260 zł, u nas – 220 zł. Miesięczny abonament Spotify, za który we Francji zapłacimy ponad 40 zł, u nas dostępny jest za połowę tej sumy. Wymuszenie jednolitej kwoty produktów i usług cyfrowych nie wpłynęłoby na obniżkę cen na dużych rynkach, lecz na pogrążenie mniejszych. Takich jak – spójrzmy prawdzie w oczy – rynek polski.
Zamiast nieudolnych prób wymuszania konkretnych cen (co nie ma prawa skończyć się dobrze), lepiej poświęcić czas na regulacje w zakresie praw nabywcy. Zwrot cyfrowych produktów (pod pewnymi warunkami) powinien być standardem, a nie jedynie dobrą wolą sprzedawcy: przecież odzyskanie pieniędzy za niedziałające gry na Steamie możliwe jest dopiero od kilku tygodni!
Rozsądny byłby również nacisk na producentów, żeby kupowane produkty były dostępne i w pełni funkcjonalne bez względu na region. Sporo gier, zwłaszcza mobilnych, można kupić tylko w niektórych krajach UE, a zdarzają się przypadki wycinania funkcji ze względu na kraj. To zrozumiałe, bo każde państwo rządzi się swoimi prawami i – zwłaszcza twórcom niezależnym – ciężko się w tych zawiłościach połapać. Ale to właśnie na prostym, przejrzystym prawie powinna skupiać się na Komisja Europejska, nie zaś na dokładaniu kolejnych zasad, które nie wytrzymają starcia z rzeczywistością.
Informacje dodatkowe: