Microsoft znają wszyscy. Jego fenomenalną dla wielu (dla mnie nie) grę FPS Halo i Halo 2 niemal wszyscy. Jak to podobnie miało miejsce z Half-Lifem i darmową produkcją Codename Gordon, tak i teraz fani udostępnili darmowy program pt. Halo Zero.

 W grze wcielamy się w znanego z "dużego" pierwowzoru Master Chiefa, a naszym zadaniem będzie eksterminacja setek obcych oraz wiele zadań typu: rozbrój bombę, ucieknij z planety itp. Fani pecetowego i xboksowego hitu z pewnością rozpoznają wiele postaci i przedmiotów przeniesionych wprost z oryginału. Sama gra, gameplay, bronie, postaci, a nawet HUD to taki prosty odpowiednik Halo. Głównie skupiamy się na walce, prócz uzbrojenia głównego możemy używać różnego rodzaju granatów. Niestety, amunicji jest jak na lekarstwo, więc często zmuszeni będziemy porzucać nasz karabin na rzecz narzędzi zniszczenia zostawionej przez obcych. Czasem zasiądziemy nawet za kierownicą Warthoga, czyli pojazdu terenowego z zamontowanym ciężkim karabinem na tyle! W nim jesteśmy dosłownie niemal niezniszczalni. Autorzy (oczywiście pierwowzoru) wprowadzili ciekawy system obrażeń. Master Chief ginie, jak straci wszystkie punkty energii, ale zanim ataki wrogów będą wpływać na jego zdrowie, musi on stracić cały dostępny pancerz. A ten, gdy przez chwilę nie otrzymujemy obrażeń, regeneruje się samoistnie, aż osiągnie maksymalną wartość. System ten został zastosowany także w Halo Zero. Niestety, największą wadą w grze jest kiepskie, nadwrażliwe sterowanie i grafika w zbyt niskiej rozdzielczości. Dziś już raczej nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiej ziarnistości i trochę to przeszkadza. O dźwiękach nie można powiedzieć nic złego, aczkolwiek na szczególną pochwałę też nie zasługują.

 Halo Zero to całkiem sympatyczna gra, a dla fanów Halo pozycja obowiązkowa. Ot, taka przyjemna, darmowa strzelanka. Polecam na wolne chwile w pracy. ;)

 Uwaga. Gra standardowo uruchamia się we francuskiej wersji językowej, wystarczy jednak przejść do opcji i ustawić angielską.