Bingo nie jest w Polsce rozpowszechnione, mało kto orientuje się, że taka gra istnieje, a na jej nazwę reaguje "to taki dziki pies australijski?". Dingo... przepraszam - Bingo święci swoje sukcesy w Stanach Zjednoczonych, gdzie regularnie odbywają się turnieje (w niektórych filmach widać ich fragmenty). Reguły są proste - losowane są numerki, które należy odznaczać na swojej karcie o bokach 5x5. Pierwsza osoba, która uzyska określone ułożenie zakreślonych liczb i krzyknie "Bingo", jak golfista "Uwaga!" w reklamie, wygrywa.  Saints and Sinners Bingo to naprawdę ciekawe odwzorowanie tytułowej gry na komputerze. Podstawowym trybem gry jest kariera, w której począwszy od wschodniego wybrzeża, gracz będzie rozgrywał kolejne partie bingo, przemieszczając się na zachód zaliczając kolejne miasta pełne tytułowych świętych i grzeszników.  To między innymi przeciwnicy stanowią ciekawostkę - grając w bingo, należy zaznaczyć odpowiedni układ przed nimi. Na szczęście nie tylko ślepy los jest zależny od wyniku - kolejne etapy pozwalają gromadzić różnorodne umiejętności, które użyte w odpowiednim czasie mogą przesądzić o zwycięstwie. Jest ich kilkanaście, np. ciastko zajmujące przeciwników na kilka sekund lub wisiorek ze szczęśliwym skrzyżowaniem, które pozwoli otrzymać w następnym losowaniu określony numer.  W Saints and Sinners Bingo nie znalazłem poważniejszych wad, gra się miło, grafika i dźwięki są naprawdę przyjemne dla grającego. Niestety, gry sygnowane przez Oberon Media charakteryzują się ceną 19,99$ oraz 60-minutowym ograniczeniem dema. Tak jest i w tym przypadku, jednak mimo to polecam zagrać!