Są gry piekielnie dobre, w których wciąga niemal każdy element. Istnieją też takie, które są ich idealnymi przeciwnościami. Rzadko jednak można spotkać produkcje teoretycznie niezbyt dobre, ale wciągające na parę godzin. Taką właśnie grą jest Territory: The Mountain Man. Założenia są proste. Jako 'emerytowany' kapitan armii zdecydowałeś się na spokojne życie właściciela firmy specjalizującej się w zdobywaniu i sprzedaży... bobrzych futer. Należy przyznać, że tematyka jest dość mało 'eksploatowana' przez środowiska zarówno komercyjne jak i te mniej.

 Jaki jest nasz główny cel, Cap'n? Oczywiście jak najszybsze wzbogacenie się kosztem niewinnych futrzaków, bądź wyzyskiwaniem naiwnych Indian, którzy potrafią opchnąć duże zestawy naszego ukochanego surowca w zamian za śmieszne sumy zielonych. Nie są to jednak jedyne atrakcje jakie zaserwowało nam Attic Games. Naszemu dzielnemu kapitanowi przyjdzie zmagać w walce wręcz z rozochoconymi na jego skarby dzikimi plemionami, bronić swoich magazynów w nieco ślamazarnych strzelaninach, bądź ochraniać swoje miejsce 'wypoczynku' przed watahą głodnych wilków.

 Jak osiągniemy wymarzone bogactwa, Cap'n? Jak każdy szanujący się wilk rzeczny, będziemy buszować po rzekach i dorzeczach Dzikiego Zachodu, w poszukiwaniu drzewogryzących szkodników oraz wszelkiej maści przygód. Na naszej drodze stanie dużo losowych eventów i okazji do piekielnie łatwego wzbogacenia się. Jak to podśpiewywał Bret Michaels 'Every rose has it's thorn', na naszej drodze stanie mnóstwo wypadkow, katastrof, powodzi, podatków, na bandytach kończąc. Jeśli przyjdzie ochota, możemy rozwalić parę zakutych łbów celem udowodnienia lokalnym, kto ma 'biggest cojones'.

 Jak to wszystko wygląda, Cap'n? Czasami olśniewająco, czasami totalnie do kitu. Patrząc na tekstury wody, otoczenia można się zakochać. Jednak kiedy przyjrzymy się naszym towarzyszom i oponentom oraz ich metodom poruszania łatwo o zawał. Ogólnie grafika sprawia wrażenie niedokończonej i pozostawia ogromny niedosyt. Podobnie jest z dźwiękiem. Zostajemy 'zdzieleni' przez jeden, zapętlony motyw. Nie mogę napisać, że nie jest on klimatyczny, ale przyznajcie, taki minimalizm potrafi dobić. Jedynym plusem w warstwie audio jest język tubylców. Nie wiem czy to wina mojego poczucia humoru, czy ta 'paplaniana' jest faktycznie taka zabawna. Mimo wszystko każda kwestia, czy to wodza, czy plemiennego wojownika wywoływała u mnie mimowolny uśmiech.

 Czym to cholerstwo u diabła jest, Cap'n? Tak właściwie nie da się określić gatunku do jakiego ten tytuł należy. Z pewnością nie jest to tycoon, ani żaden economic. Shooterem absolutnie bym tego nie nazwał. Podobnie jak bijatyką. Każdym po trochu już bardziej. Dlaczego ekonomiczna, nie muszę chyba wyjaśniać. Elementy strzelankowe są dość słabe, ale jednak są (obrona magazynu, polowanie na kaczki (!) ). Bijatyki też tu trochę mamy (walka z 'dzikimi', odpędzanie wilków).

 Na koniec pasowało by strzelić jakieś rekomendacje, Cap'n! Ano będą. Dla ludzi szukających czegoś innego. I to innego w pełnym tego słowa znaczeniu. Jeśli nie lecisz na 'wypacykowaną' oprawę znajdziesz tutaj coś dla siebie. A tymczasem 'Aiiiiiieeee!', na mnie czas. Zachód wzywa!