odwzorowanie
okropna praca kamery
INFORMACJE
Gatunek: Platformowe
Licencja: freeware
Data wydania: 2007
Pobrań: 577
Producent: MICHmede
Wymagania sprzętowe:
Dodatkowe opcje:
Rekordy online
Rekordy online
Język: Angielski
INNE Z TEMATU
Castlevania Quest Horror
OCEŃ
Stworzenie remake'u klasyka to rzecz trudna do zrobienia, gdyż w przynajmniej sześćdziesięciu procentach należy dorównać klimatowi oryginału, wprowadzić takie ulepszenia, by starzy fani je przyjęli i ulepszyć grafikę tak, aby była podobna do starej i zarazem ładniejsza. O ile mówimy o Pac-Manie czy Mario Bros. sprawa jest łatwa, czego nie można już powiedzieć jeśli chodzi o Castlevanię.
Po pobraniu zaciekawiony rozpakowałem i włączyłem Castlevania Quest Horror. Po wybraniu pierwszego z, szczerze mówiąc marnej, liczby czterech dostępnych na całą grę poziomów przeniosłem się w sam środek akcji i... Święty Mikołaju, co to jest?! Castlevania w trójwymiarze?! Można powiedzieć „E tam, mała wada, którą można zaakceptować.” Nie, nie tutaj. Simona z rodu Belmontów zawsze uosabiałem z silnym, młodym facetem, dziarsko trzymającym swój bicz na wampiry. Tutaj natomiast występuje w postaci rozmazanej papki o wyglądzie rosyjskiej matrioszki robionej po pijaku w moskiewskim metrze. Patrząc na to stworzenie bezczelnie udające pogromcę wampirów można stwierdzić, że autor wyciął postać z oryginału i bezlitośnie rozpłaszczył ją na beczce. Podobnie wyglądają też przeciwnicy, którzy nie grzeszą zbytnio rozumem. Należy jednak przyznać plusa za odwzorowanie – znajduje się tu wielu znanych przeciwników, nawet niektórzy bossowie znaleźli swoje miejsce w tej niezbyt udanej produkcji. Podobnie ma się rzecz z poziomami – gdy wytęży się oko, można znaleźć wiele podobieństw do „jedynki”.
Platformówki w trzecim wymiarze mają zawsze dwa problemy: sterowanie jest nieznośne, kamera źle pracuje lub jedno i drugie. Tutaj na szczęście sterowanie jest na w miarę dobrym poziomie, niezwykle zaś wkurza statyczny widok akcji. Całość wygląda tak, jakby była kręcona za pomocą tysięcy kamer przemysłowych przyczepionych tu i tam. Setki razy po przejściu przez jedną musiałem wracać, bo okazało się, iż idę w złym kierunku do zamierzonego.
Jako że grafikę opisałem już wcześniej, teraz skrócę moje odczucia do trzech słów: brzydka, stara, rozpikselowana. Muzyka była jednym z atutów, dla której warto było kiedyś kupić Castlevanię? Któż nie pamięta momentów, gdy przy akompaniamencie przyjemnych, wesołych nutek niszczyliśmy kolejne chodzące szkielety i latające nietoperze? Choć eksterminacja w tym przypadku jest mniej przyjemna, muzyka może przynajmniej w połowie pokryć te straty.
Reasumując, Castlevania Quest Horror nie jest zbyt udaną próbą odtworzenia takiego NESowego klasyka, jakim niewątpliwie jest Castelvania. Przeniesienie akcji w trzeci wymiar jest kompletną klapą, a fatalna praca kamery jeszcze bardziej pogłębia to uczucie. Mimo to ma w sobie „to coś”, można by rzec, iż jest to zapisane w genach. Autor próbował utrzymać mroczny, posępny klimat Castlevanii, co po części mu się udało. Miejmy nadzieję, że kontynuacja (o ile nastąpi) będzie lepsza.
Po pobraniu zaciekawiony rozpakowałem i włączyłem Castlevania Quest Horror. Po wybraniu pierwszego z, szczerze mówiąc marnej, liczby czterech dostępnych na całą grę poziomów przeniosłem się w sam środek akcji i... Święty Mikołaju, co to jest?! Castlevania w trójwymiarze?! Można powiedzieć „E tam, mała wada, którą można zaakceptować.” Nie, nie tutaj. Simona z rodu Belmontów zawsze uosabiałem z silnym, młodym facetem, dziarsko trzymającym swój bicz na wampiry. Tutaj natomiast występuje w postaci rozmazanej papki o wyglądzie rosyjskiej matrioszki robionej po pijaku w moskiewskim metrze. Patrząc na to stworzenie bezczelnie udające pogromcę wampirów można stwierdzić, że autor wyciął postać z oryginału i bezlitośnie rozpłaszczył ją na beczce. Podobnie wyglądają też przeciwnicy, którzy nie grzeszą zbytnio rozumem. Należy jednak przyznać plusa za odwzorowanie – znajduje się tu wielu znanych przeciwników, nawet niektórzy bossowie znaleźli swoje miejsce w tej niezbyt udanej produkcji. Podobnie ma się rzecz z poziomami – gdy wytęży się oko, można znaleźć wiele podobieństw do „jedynki”.
Platformówki w trzecim wymiarze mają zawsze dwa problemy: sterowanie jest nieznośne, kamera źle pracuje lub jedno i drugie. Tutaj na szczęście sterowanie jest na w miarę dobrym poziomie, niezwykle zaś wkurza statyczny widok akcji. Całość wygląda tak, jakby była kręcona za pomocą tysięcy kamer przemysłowych przyczepionych tu i tam. Setki razy po przejściu przez jedną musiałem wracać, bo okazało się, iż idę w złym kierunku do zamierzonego.
Jako że grafikę opisałem już wcześniej, teraz skrócę moje odczucia do trzech słów: brzydka, stara, rozpikselowana. Muzyka była jednym z atutów, dla której warto było kiedyś kupić Castlevanię? Któż nie pamięta momentów, gdy przy akompaniamencie przyjemnych, wesołych nutek niszczyliśmy kolejne chodzące szkielety i latające nietoperze? Choć eksterminacja w tym przypadku jest mniej przyjemna, muzyka może przynajmniej w połowie pokryć te straty.
Reasumując, Castlevania Quest Horror nie jest zbyt udaną próbą odtworzenia takiego NESowego klasyka, jakim niewątpliwie jest Castelvania. Przeniesienie akcji w trzeci wymiar jest kompletną klapą, a fatalna praca kamery jeszcze bardziej pogłębia to uczucie. Mimo to ma w sobie „to coś”, można by rzec, iż jest to zapisane w genach. Autor próbował utrzymać mroczny, posępny klimat Castlevanii, co po części mu się udało. Miejmy nadzieję, że kontynuacja (o ile nastąpi) będzie lepsza.
KOMENTARZE
Gość
+0
2007-10-13 09:08:25
Po prawej, trzecie od góry. Nie można było zostawić pod recenzją?
Gość
+0
2007-10-12 14:13:09
Plusy & minusy ?
1