Internet/LAN, Rekordy online
The Elder Scrolls Online BETA
Kilka weekendów z wersją beta The Elder Scrolls Online utwierdziło mnie w przekonaniu, że Bethesda wykonała masę dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty.
Piszę to z dużym smutkiem, bo jestem ogromnym fanem całej serii, a po Skyrim biegałem dobrych kilkaset godzin. TESO próbuje zresztą wyglądać jak Skyrim, ale w rozwinięciu skrzydeł przeszkadza mu właśnie to, że należy do gatunku MMO.
Szwankują przede wszystkim questy. Ich lwia część polega na bezmyślnym ubijaniu stworków lub bieganiu z punktu A do punktu B. Ponieważ fabuła wydaje się wymuszona, szybko odechciewa się słuchać przydługawych dialogów, skoro i tak zakończą się poleceniem w stylu "zabij 20 dzików". Jasne, podobny zarzut pasuje do niemal każdego RPG-a, ale w TESO takiej bezmyślnej, monotonnej rozgrywki jest znacznie więcej niż choćby w World of Warcraft.
Tak naprawdę podstawowym problemem wydają się być przegięte koszty zabawy: 200 zł za grę i 50 zł miesięcznego abonamentu – to bez dwóch zdań najdroższe MMO na rynku. Dlatego najlepiej wstrzymać się z zakupem przez co najmniej kilka miesięcy, Da to czas artystom z Bethesdy na poprawienie balansu, wytrzebienie bugów... i zmianę polityki cenowej. Nie wierzę po prostu, że obecny model się sprawdzi. Wolałbym, żeby The Elder Scrolls Online nie szło w stronę typowego MMO, ale niska cena za pudełko z grą (np. 20 zł jak za WoW-a) plus abonament lub płatne rozszerzenia przy braku abonamentu będą dla graczy znacznie bardziej atrakcyjne.
Mało piszę o samej rozgrywce, bo na dłuższą recenzję przyjdzie czas po premierze. Trudno mi jednak oprzeć się wrażeniu, że dla całej serii to nie tylko krok wstecz, ale po prostu ślepa uliczka. The Elder Scrolls zawsze miało w sobie rozmach MMO, a jednocześnie kolejnym tytułom udawało się stworzyć zawartość atrakcyjną dla jednego gracza. Nie wiem, czy warto było porzucić coś tak wyjątkowego na rzecz kopiowania konkurencji. Póki co, z przyjemnością wracam do Skyrim.