Rekordy online
Valiant Hearts: The Great War
Zaskakująco udane połączenie komiksu i poważnej tematyki.
Ubisoft to cholernie wielki wydawca, który większość swojej uwagi skupia na molochach takich jak Assassin’s Creed albo Far Cry. Każdego roku wydaje jednak co najmniej dwie mniejsze produkcje, w których stara się eksperymentować z rozgrywką i sposobami opowiadania historii. Różnie to wychodzi. Recenzowany kilka miesięcy temu Child of Light raził monotonią rozgrywki i – prawdę mówiąc – zmusiłem się, żeby dotrwać do napisów końcowych. Valiant Hearts wciągnął mnie znacznie bardziej.
Gra opowiada historię kilku zupełnie zwyczajnych osób (i całkiem nadzwyczajnego psa), których I wojna światowa wyrwała ze spokojnego życia i zmusiła do kilkuletniej, nieraz dramatycznej wędrówki po świecie. Losy postaci splatają się co i rusz, a chociaż każda z nich porozumiewa się wyłącznie pomrukami i prostymi symbolami graficznymi, ich przygody szybko przestają być nam obojętne.
Rozgrywka nie należy do szczególnie skomplikowanych. Elementy zręcznościowe są banalne, a jeśli mowa o zagadkach logicznych, chyba tylko w jednym przypadku utknąłem na dłużej niż pięć minut. Nie przeszkadzało mi to jednak, by czerpać z zabawy przyjemność – i to pomimo przejmującej tematyki wojennej. Zwłaszcza znane z Raymana poziomy muzyczne (tak!) wyszły świetnie.
Bałem się, że z połączenia komiksowej oprawy i wojennego klimatu wyjdzie coś niesmacznego. Na szczęście niepotrzebnie. Historia jest prosta, ale przedstawiona z dużym wyczuciem – przy napisach końcowych uroniłem nawet obowiązkową łezkę. W warstwie edukacyjnej, trudno traktować Valiant Hearts jako zamiennik podręcznika do historii, ale morał płynący z całej gry jest nadzwyczaj jasny: bez względu na to, po której stronie barykady stoimy, wszyscy jesteśmy ludźmi. Ze swoimi wadami i zaletami.