OPINIA: Czy crunch jest zły?
Opublikowany przez Alexa St. Johna artykuł, w którym wychwala crunch, jest straszny. Ale sam crunch nie musi taki być.
Chociaż był współtwórcą DirectX, nie chciałbyś, żeby St. John był twoim szefem. Musiałbyś wysłuchiwać wówczas bzdur w takim stylu:
• Tworzenie gier to nie praca, to sztuka.
• Z tego powodu nie powinieneś przejmować się takimi bzdurami jak „godziwe wynagrodzenie” albo nieodpłatne nadgodziny.
• W sumie jedyne, co robisz cały dzień, to przesuwanie myszki, więc nie narzekaj.
• Praca po 80 godzin tygodniowo cię męczy? Pracuj dalej, w końcu przestanie.
• …a jak ci się nie podoba, zawsze możesz założyć swoje własne, niezależne studio. Krzyżyk na drogę.
Crunch, czyli praca do upadłego nad projektem, nie jest taka zła, pod jednym warunkiem: że zdarza się raz na jakiś czas, a nie stanowi permanentnego stanu, któremu trzeba podporządkować całe swoje dorosłe życie. Niestety, swoimi poglądami St. John bezpośrednio przyczynia się do tego, że w branży gier crunch wciąż jest przykrą codziennością.
Na dłuższą metę działa to ze szkodą dla wszystkich. Twórcy gier mają coraz mniej czasu dla swoich rodzin i czują się wypaleni zawodowo już po kilku latach. Przekłada się to bezpośrednio na jakość gier, które przestają zaskakiwać oryginalnymi, błyskotliwymi pomysłami i wydają się odbijane z jednej sztancy. Branża traci sporo zdolnych osób, które po prostu znajdują sobie przyjemniejszą pracę, lepiej wykorzystującą ich twórczy potencjał.
Zadowoleni mogą być tylko menedżerowie, którzy dopilnowali dotrzymania nierealnych obietnic. I, nauczeni, że „jednak się dało”, następnym razem wymuszą na swoim zespole jeszcze większe oddanie pracy, przepraszam, sztuce. Ale to pyrrusowe zwycięstwo.
Crunch nie może być efektem złego zarządzania, powinien natomiast wypływać z samego rdzenia zespołu. Mówiąc prościej, jeśli developer musi pracować po nocach, żeby w ogóle dowieźć grę do linii mety, coś jest nie tak. Natomiast jeśli developer pracuje po nocach, bo chce, żeby gra dobra była jeszcze lepsza, ale nie ma takiego przymusu, w okazjonalnym crunchu nie widzę nic złego. Zresztą, chyba każdemu zdarzył się okres wzmożonej pracy i niekoniecznie wspomina go źle.
Gdy jednak tacy ludzie jak St. John traktują crunch jako podstawę zarządzania, trzeba głośno się temu przeciwstawić.
Informacje dodatkowe:
Może Ci się spodobają