OPINIA: Ofiary własnego sukcesu
Gdyby taki World of Warcraft padł, dla graczy byłoby to pewnie najlepsze.
Ciągle słychać narzekania, że w świecie gier coraz trudniej o prawdziwe innowacje – większość wydawanych tytułów jest do siebie bliźniaczo podobna, a na listach bestsellerów królują sequele, prequele i remastery. Czy to nie dlatego, że twórcy hitów stali się ofiarami własnego sukcesu?
Pomyślcie o tym: w Blizzardzie pracuje mnóstwo utalentowanych ludzi. Oczywiście firma rozwinęła się właśnie dzięki World of Warcraft. Ale nawet teraz, prawie 11 lat po premierze, wciąż priorytetem studia jest utrzymanie tej gry przy życiu, bo to na niej zarabia się gigantyczne pieniądze. Zdolni ludzie, którzy mogliby robić coś naprawdę nowatorskiego, od lat rozwijają to samo. I zauważcie, że dopiero teraz, po tych wszystkich latach, Blizzardowi udało się pokazać nową markę, Overwatch. Pierwszą nową markę od 17 lat!
Chyba jeszcze bardziej wyraziście widać to u innego hegemona branży: Valve. Kiedyś słynął on z wyznaczających standardy gier, dziś większość swoich zasobów ludzkich wkłada w rozwój Steama i tytułów multiplayerowych jak Counter-Strike czy Dota 2. To świetne i wciągające gry, ale są to tylko rozwinięcia starych pomysłów, a nie próby stworzenia czegoś nowego. Valve skupia się na tym, na czym ma pewność zarobić, a nie na ryzykownych projektach pokroju Half-Life 3, wokół których narosło tyle oczekiwań, że ciężko będzie spełnić je chociaż w połowie.
O tyle dobrze, że i Valve, i Blizzard utrzymują wysokie standardy jakości, więc nawet w Heroes of the Storm gra się przyjemnie, choć to tytuł, w którym niewiele jest prawdziwej pasji. Gorzej z twórcami pokroju Ubisoft Montreal, którzy zostali zmuszeni do seryjnego produkowania kolejnych Asasynów, a ostatnio też Farkrajów. W efekcie na nowe tytuły tego studia nie czeka się już z taką niecierpliwością jak kiedyś – a szkoda.
Pozostaje wypatrywać twórców gier niezależnych: tutaj nadal trafiają się ciekawe pomysły, chociaż w nadmiarze gier coraz trudniej wyłowić prawdziwe perełki. Niestety, i tutaj złoty strzał zwykle okazuje się wyrokiem śmierci dla kreatywności zespołu, który od tego czasu skupia się na aktualizacjach i kontynuacjach, nie na zupełnie nowych grach.
Informacje dodatkowe: