mnogość nasion
dużo miejsca na kreatywność
system rynkowy 'z sufitu'
brak wyzwań
INFORMACJE
Gatunek: Symulatory
Licencja: shareware
Data wydania: 2007
Pobrań: 1431
Producent: Arcade Lab
Dystrybutor: Arcade Lab
Wymagania sprzętowe:
233 MHz, DirectX 3.0
233 MHz, DirectX 3.0
Dodatkowe opcje:
Rekordy online
Rekordy online
Język: Angielski
INNE Z TEMATU
Alice Greenfingers
OCEŃ
Wciąż odczuwam głód gier ekonomicznych. W sumie to od czasu Amigi 500 nie przypominam sobie żadnej (poza StarKnights), w której wątek podaży i popytu odgrywałby większą rolę. Dlatego niczym sęp rzuciłem się na produkcję, którą okrzyknięto rodzynkiem wśród casuali. Z recenzji na zagranicznych serwisach wynikało jednoznacznie, że w niej znajdę to czego szukam.
Zaczęło się obiecująco. Jako tytułowa Alicja, gracz dostaje do dyspozycji kawał dobrej ziemi, którą w obecnej sytuacji mieszkaniowej z powodzeniem można by sprzedać jakiemuś developerowi. Mimo to początkująca rolniczka postanawia rozpocząć uprawę warzyw. Szpadlem przekopuje ogródek, a ze sklepu przynosi nasiona. Po zasianiu, dzielnie podlewa wodą ze studni, żeby roślinki się przyjęły. Kiedy już dojrzeją, zbiera je do pudełek i zawozi na targ, gdzie zostaną sprzedane. Tak wygląda proces, który towarzyszyć jej będzie przez większą część gry, bowiem targ to prawie jedyne źródło utrzymania. Z czasem, w lokalnym sklepie pojawią się nowe warzywa, później kwiaty. Dochodzi nawet możliwość hodowli zwierząt, które, poza kurami, ograniczają się do "wyglądania" i dostarczania wirtualnego mleka i wełny (o ich istnieniu przekonuje nas wskaźnik). Gra wciąż zaskakuje mnogością roślin do uprawy i przedmiotów do zagospodarowania. Ale do czasu.
Rozgrywka odbywa się w czasie rzeczywistym, chociaż to stwierdzenie na wyrost. Podzielono ją na dni, ale jest to raczej jakiś okres umowny, z którego na koniec dostaniemy raport o zarobkach czy popularności w okolicy. Nigdy nie ujrzymy zmroku lub wschodu słońca, a w ciągu takiego "dnia" zwykły winogron może owocować kilkanaście razy. W efekcie, chcąc zarobić, Alicja biega od grządki do grządki napełniając pojemniki i odnosząc je do magazynu. Kilka godzin spędziłem wykonując te same czynności zastanawiając się, gdzie się podziała moja granica cierpliwości. Chyba po 14 dniu w sklepie przestał pojawiać się nowy asortyment. Do głosu powoli przebijała się myśl: "a może to nie o to chodzi w tej grze?".
Przełomem było odkrycie, że pozostawione same sobie rośliny nie umierają. Będą tkwić dojrzałe na swoim miejscu, póki ich nie zerwiemy. Po uzbieraniu pokaźniejszej sumy rozpocząłem "przemeblowanie" ogrodu, żeby zaczął nabierać wyglądu, bo funkcjonalność już miał. W środku postawiłem fontannę, a teren dookoła obsadziłem dostępnymi kwiatami. Tereny owocowo-warzywne ukryłem trochę dalej, a zagrody dla zwierząt umieściłem w samym rogu, tuż przy żywopłocie. Tylko kogut z kurami i kurczętami pałętał się w te i nazad zupełnie ignorując moje starania. Nie będę ukrywał, że działanie to było podyktowane również chęcią zdobycia jednego z ostatnich odznaczeń, przyznawanego za ładnie przystrojony ogród. Inne, np. za sprzedaż konkretnej liczby roślin w ciągu dnia lub za osiągnięcie odpowiedniego poziomu wiedzy otrzymałem wcześniej.
Tak upiększony ogród (a może farma) nadal może przynosić dochód. Kwiaty schodzą na targu równie dobrze co rośliny jadalne. Wszystko zależy od zapotrzebowania na konkretny towar. Niestety, mimo kilkunastu godzin spędzonych z Alicją (my tylko pracowaliśmy!) nie udało mi się odkryć co steruje rynkiem. Wymagania konsumentów mogą się zmienić równie gwałtownie co polski rząd. Ni z tego, ni z owego, ludzi przestaje interesować marchewkę, chociaż pałaszowali ją przez ostatnich kilka dni. Ale przecież nie przekopię wszystkich marchewkowych grządek, żeby posadzić coś innego, bo przecież za chwilę im się odwidzi. Jedyne co mi pozostaje to obniżyć cenę. Sytuacja przedstawia się tak samo w przypadku zwiększonego zainteresowanie, ale wystarczy zażądać za towar więcej, a chętni wciąż będą.
Żeby nie było zbyt schematycznie, co jakiś czas pojawia się zdarzenie losowe. Możliwość wyjazdu do sanatorium (w celu poprawienia zdrowia), wywiad w lokalnej gazecie (zwiększa popularność) czy chociażby klient potrzebujący wszystkich naszych zapasów jajek. Niby nic wielkiego, a pozwala oddalić schematyczność na taką odległość, że prawie jej nie widać.
Zabawa trwa co najmniej trzydzieści tur (dni). Można oczywiście grać dłużej, ale zanim to nastąpi, zdobędzie się kupę szmalu, a każdy z czterech wskaźników opisujących ogrodniczkę osiągnie szczyt. Co więcej, dość szybko okaże się, że ekonomiści w Alice Greenfingers nie mają czego szukać. To raczej rozrywka dla osób, które wolą zaprojektować ogród i patrzeć na niego z podziwem.
Mimo dość specyficznej, niektórzy powiedzą "wyglądającej staro", oprawy graficznej, nie patrzy się na nią krytycznym okiem. To samo ze skoczną melodyjką przeplataną odgłosami sadzenia i zrywania. Trochę niedopracowany jest system kolejkowania czynności. Wskazując Alicji zebranie kilkunastu warzyw, będzie to robiła po kolei. Ale klawisz anulowania usuwa całą kolejkę. A wystarczy kliknąć w niewłaściwym miejscu, żeby właścicielka ogrodu zamiast pudełka podniosła szpadel i przekopała dorodną uprawę kukurydzy.
W podsumowaniu powtórzę, bo uważam to za bardzo ważne: jeśli szukasz wyzwań, od razu sobie odpuść poszukiwanie przycisku pobierania. zadowoli graczy bezstresowych, którzy zamiast ścigać się z czasem lub konkurentami, wolą powolutku rozwinąć roślinny interes. Wtedy satyfakcja gwarantowana.
Zaczęło się obiecująco. Jako tytułowa Alicja, gracz dostaje do dyspozycji kawał dobrej ziemi, którą w obecnej sytuacji mieszkaniowej z powodzeniem można by sprzedać jakiemuś developerowi. Mimo to początkująca rolniczka postanawia rozpocząć uprawę warzyw. Szpadlem przekopuje ogródek, a ze sklepu przynosi nasiona. Po zasianiu, dzielnie podlewa wodą ze studni, żeby roślinki się przyjęły. Kiedy już dojrzeją, zbiera je do pudełek i zawozi na targ, gdzie zostaną sprzedane. Tak wygląda proces, który towarzyszyć jej będzie przez większą część gry, bowiem targ to prawie jedyne źródło utrzymania. Z czasem, w lokalnym sklepie pojawią się nowe warzywa, później kwiaty. Dochodzi nawet możliwość hodowli zwierząt, które, poza kurami, ograniczają się do "wyglądania" i dostarczania wirtualnego mleka i wełny (o ich istnieniu przekonuje nas wskaźnik). Gra wciąż zaskakuje mnogością roślin do uprawy i przedmiotów do zagospodarowania. Ale do czasu.
Rozgrywka odbywa się w czasie rzeczywistym, chociaż to stwierdzenie na wyrost. Podzielono ją na dni, ale jest to raczej jakiś okres umowny, z którego na koniec dostaniemy raport o zarobkach czy popularności w okolicy. Nigdy nie ujrzymy zmroku lub wschodu słońca, a w ciągu takiego "dnia" zwykły winogron może owocować kilkanaście razy. W efekcie, chcąc zarobić, Alicja biega od grządki do grządki napełniając pojemniki i odnosząc je do magazynu. Kilka godzin spędziłem wykonując te same czynności zastanawiając się, gdzie się podziała moja granica cierpliwości. Chyba po 14 dniu w sklepie przestał pojawiać się nowy asortyment. Do głosu powoli przebijała się myśl: "a może to nie o to chodzi w tej grze?".
Przełomem było odkrycie, że pozostawione same sobie rośliny nie umierają. Będą tkwić dojrzałe na swoim miejscu, póki ich nie zerwiemy. Po uzbieraniu pokaźniejszej sumy rozpocząłem "przemeblowanie" ogrodu, żeby zaczął nabierać wyglądu, bo funkcjonalność już miał. W środku postawiłem fontannę, a teren dookoła obsadziłem dostępnymi kwiatami. Tereny owocowo-warzywne ukryłem trochę dalej, a zagrody dla zwierząt umieściłem w samym rogu, tuż przy żywopłocie. Tylko kogut z kurami i kurczętami pałętał się w te i nazad zupełnie ignorując moje starania. Nie będę ukrywał, że działanie to było podyktowane również chęcią zdobycia jednego z ostatnich odznaczeń, przyznawanego za ładnie przystrojony ogród. Inne, np. za sprzedaż konkretnej liczby roślin w ciągu dnia lub za osiągnięcie odpowiedniego poziomu wiedzy otrzymałem wcześniej.
Tak upiększony ogród (a może farma) nadal może przynosić dochód. Kwiaty schodzą na targu równie dobrze co rośliny jadalne. Wszystko zależy od zapotrzebowania na konkretny towar. Niestety, mimo kilkunastu godzin spędzonych z Alicją (my tylko pracowaliśmy!) nie udało mi się odkryć co steruje rynkiem. Wymagania konsumentów mogą się zmienić równie gwałtownie co polski rząd. Ni z tego, ni z owego, ludzi przestaje interesować marchewkę, chociaż pałaszowali ją przez ostatnich kilka dni. Ale przecież nie przekopię wszystkich marchewkowych grządek, żeby posadzić coś innego, bo przecież za chwilę im się odwidzi. Jedyne co mi pozostaje to obniżyć cenę. Sytuacja przedstawia się tak samo w przypadku zwiększonego zainteresowanie, ale wystarczy zażądać za towar więcej, a chętni wciąż będą.
Żeby nie było zbyt schematycznie, co jakiś czas pojawia się zdarzenie losowe. Możliwość wyjazdu do sanatorium (w celu poprawienia zdrowia), wywiad w lokalnej gazecie (zwiększa popularność) czy chociażby klient potrzebujący wszystkich naszych zapasów jajek. Niby nic wielkiego, a pozwala oddalić schematyczność na taką odległość, że prawie jej nie widać.
Zabawa trwa co najmniej trzydzieści tur (dni). Można oczywiście grać dłużej, ale zanim to nastąpi, zdobędzie się kupę szmalu, a każdy z czterech wskaźników opisujących ogrodniczkę osiągnie szczyt. Co więcej, dość szybko okaże się, że ekonomiści w Alice Greenfingers nie mają czego szukać. To raczej rozrywka dla osób, które wolą zaprojektować ogród i patrzeć na niego z podziwem.
Mimo dość specyficznej, niektórzy powiedzą "wyglądającej staro", oprawy graficznej, nie patrzy się na nią krytycznym okiem. To samo ze skoczną melodyjką przeplataną odgłosami sadzenia i zrywania. Trochę niedopracowany jest system kolejkowania czynności. Wskazując Alicji zebranie kilkunastu warzyw, będzie to robiła po kolei. Ale klawisz anulowania usuwa całą kolejkę. A wystarczy kliknąć w niewłaściwym miejscu, żeby właścicielka ogrodu zamiast pudełka podniosła szpadel i przekopała dorodną uprawę kukurydzy.
W podsumowaniu powtórzę, bo uważam to za bardzo ważne: jeśli szukasz wyzwań, od razu sobie odpuść poszukiwanie przycisku pobierania. zadowoli graczy bezstresowych, którzy zamiast ścigać się z czasem lub konkurentami, wolą powolutku rozwinąć roślinny interes. Wtedy satyfakcja gwarantowana.
KOMENTARZE
naiki12
+0
2009-05-06 21:17:31
fajna gra tylko szkoda że demo
Gość
+0
2008-12-06 20:38:09
harvest moon rządzi jeśli chodzi o rlniczka i rządzi poprostu rządzi (sory za offtop)
Tom2244
+0
2008-05-08 20:47:00
gra jest dobra ale po pewnym czsie za dużo się dzieje 4\5
Eugen
+0
2008-04-23 06:34:38
Nie popadajmy w skrajności. Już nie raz próbowałem wracać do gier znanych mi z dawnych czasów. To po prostu nie to samo. A w Alice pokładałem duże nadzieje. Teraz muszę szukać dalej.
Gość
+0
2008-04-23 01:34:50
Jeśli autor takim miłośnikiem tego typu gier jest to ja polecam rom z grą Harvest Moon i dobry symulator SNESa (bo na tą platformę wyszła najlepsze w/g mnie wersja)
1