Prawie każdy zna grę Tanks. Nie pamiętacie jej? Na pewno przynajmniej jeden raz w życiu graliście na małych konsolkach w kształcie telefonu, nie mylę się? A przypominacie sobie tę grę z czołgami w roli głównej? Tak, to właśnie ona. Oczywiście była to tylko konwersja z konsol typu Atari, więc została stworzona wiele lat wcześniej. Kiedyś ten tytuł był hitem wśród graczy, a teraz można kupić go za kilka złotych na bazarze... No cóż, takie są wymogi rynku. Ale to nie ona będzie tematem recenzji, tylko jej klon – Battle Tankz. Jeśli wiesz o co chodziło w starych „czołgach”, to nie będziesz mieć dużych problemów z tym tytułem, ba, nawet bez obeznania z nim poradzisz sobie bardzo dobrze. Wszystko bowiem polega na eksterminacji wszystkich wrogich pojazdów przy użyciu własnej maszyny, która wyróżnia się zielonym kolorem. Oczywiście nie muszę chyba wspominać, że możliwe jest jego zniszczenie, dlatego autorzy Battle Tankz dali nam pomoc w postaci apteczek (nie wiem co im przyszło do głowy – jak można naprawić pojazd apteczką?!). Poziom uszkodzenia naszego czołgu jest nad nim widoczny tak samo jak liczba punktów, które zbiera się za niszczenie wrogów. Tych w grze jest wielu, a z kolejnymi poziomami rośnie ich liczebność, siła oraz szybkość. Tak samo jak w Tanks, tutaj również pole bitwy będziemy widzieć z tzw. lotu ptaka. Wszystkie walki toczone będą na jednej mapie, co jest zdecydowaną wadą gry. Dlaczego tylko jedna? Może przez wzgląd na swój pierwowzór? Tego nie wiem, ale jestem pewien jednego: to zdecydowanie za mało. Tak więc chcąc nie chcąc prowadzimy bitwy w pokrytym drzewami terenie. Pamiętaj jednak, że wbrew prawdziwym zachowaniom nie będą się uginały pod ciężarem czołgu, tylko... lewitowały (!). Sposobów eliminacji też nie jest za dużo - zarówno nasz metalowy rumak jak i przeciwnik strzela jednym rodzajem amunicji. Małą zmianą w porównaniu ze sposobem rozgrywki oryginału jest radar widoczny w lewym dolnym rogu. Pokazuje on zmniejszony obraz mapy, dzięki czemu jest bardzo pomocny podczas gry. Przyznam, że na początku grało się w Battle Tankz ciekawie, ale po czasie wszystko zaczyna nudzić. Sytuację ratuje lista wyników, która zapisuje je w znanym każdemu graczowi systemowi „od najlepszego do najgorszego”. Szkoda tylko, że nie pomyślano o trybie dwóch graczy, bo byłoby wtedy ciekawiej. Z tych przyczyn należy wysnuć wniosek, że jest to minigra. Teraz trochę o sterowaniu. Nie jest zbyt zaawansowane – przytrzymując lewy przycisk myszy poruszamy czołgiem, a prawym oddajemy strzał. Przyznajcie, że jak na taką grę nie jest to zbyt dobre rozwiązanie. Nie byłoby to problemem, gdyby była możliwość zmiany ustawień, ale tej nie można uświadczyć, ponieważ gra nie posiada głównego menu. Na koniec o oprawie audiowizualnej. Nie jest ona zła – zarówno modele pojazdów i mapa wyglądają dobrze. Całości przygrywa ładna, typowo wojenna melodia. Podsumowując uważam, że Battle Tankz jest grą jakościowo dobrą. Wymieniłem dużo wad, ale nie można jej z tego powodu oczerniać, mógłbym przecież przypisać je pierwowzorowi. Dlatego sądzę, iż owy tytuł należy traktować jako oryginalne „czołgi” z nowym silnikiem graficznym.