tA GRA JEST zajebista!!!!
InsEndPL
grafika
mnóstwo akcji
zabawna
praca kamery
na początku z lekka za jaskrawo
trzaski mikrofonu
INFORMACJE
Gatunek: Platformowe
Licencja: freeware
Data wydania: 2010
Pobrań: 1277
Producent: Red Sharks team
Wymagania sprzętowe:
Dodatkowe opcje:
Rekordy online
Rekordy online
Język: Angielski
TAGI
INNE Z TEMATU
Dash and the Stolen Treasure
OCEŃ
FILM
Piraci! Siedem Mórz, wyspa skarbów, ukryte bogactwa, bitwy morskie. No dobrze, może nie aż tak bardzo. Co do skarbu się jednak zgadza. A rozróbę też będzie można zrobić, tyle że nie na taką skalę. Chociaż może...
Byle tylko nie „morze”! Dash: postrach, legenda – i wciąż jeszcze dzieciak. Cechy charakterystyczne: umiłowanie do skarbów, wielki kij do krykieta, hydrofobia. Tak właśnie, lęk przed wodą. Dziwne? Prawdziwe... Mówi się, że zdobywa wszystko, co zechce. I nikt nie stanie mu na drodze. Czyżby? Konkurencja nie śpi. Któregoś pięknego dnia nasz ekscentryczny piracina zostaje zaatakowany przez... ślepych piratów-rekiny. Skutki są takie, że wszystkie kosztowności wpadają w niepowołane ręce, a on sam ląduje w jakże wygodnym „więzieniu”, czyli beczce wyrzuconej za burtę. I tak dryfując w nieznane zaczynamy grę. Mam tylko pytanie – kto normalny więzi swojego wroga razem z jego ulubioną bronią? Komuś przydałoby się szkolenie na temat bycia Tym Złym, dokładniej mówiąc fragment o tym, czego się nie robi zostawiając bohatera samego. Staram się również zapomnieć o samym początku, czyli lądowaniu na plaży. Tak płynnego wejścia w piasek jeszcze nie widziałem. I wcale też nie wiem, jak on znalazł tyle miejsca w tym kawałku drewna, żeby zrobić to, co zrobił, żeby się z tej beczki wydostać. Ale trudno się mówi. Zobaczymy, co będzie dalej. To w końcu kreskówka.
Już pierwsze chwile z Dash and the Stolen Treasure przekonały mnie, że jest to przedstawiciel nowej generacji platformówek, czyli czegoś takiego, w czym najważniejsze nie jest już skakanie po platformach, bo tych nie ma już w tej ilości, co dawniej, ale bieganie i walka z przeciwnikami. Prawda, to niemal zawsze było obecne w tym gatunku, ale teraz proporcje niemiłosiernie się przesunęły. Broń i jej użycie stała się główną osią zabawy, a skaczemy tylko po to, żeby wykonać lepszy atak lub dostać się gdzieś wyżej. Najwięcej takich gier robi się obecnie na konsole – i jest to właśnie taki konsolowy typ platformówki (z gościnnymi występami na PeCetach). W pewnym sensie jest to krok naprzód, ale można by dyskutować, czy nie wypadałoby ukuć przy tej okazji jakiś nowy termin na to zjawisko. Możliwe, że by się przydało.
Naszym zadaniem jest odnalezienie monet i diamentów porozrzucanych na całej wyspie. Część z nich będzie poukrywana na przykład w beczkach, które to będzie można z sentymentu rozbić. Stare, dobre czasy... Ale żeby nie było zbyt łatwo, będziemy musieli uważać na kilka typów przeciwników – od morskich żyjątek po niebezpiecznych (chciałoby się powiedzieć „robo-”, Rayman 2 jakby się ktoś pytał) rekinopiratów. Nie będą oni wyzwaniem dla naszego bohatera, zwłaszcza, że możemy skorzystać z trzech różnych ataków. A że to on jest szybszy i zwinniejszy, to już chyba nie muszę mówić. To dobrze, że kilka razy zostaniemy otoczeni i będziemy się opierać przeważającej sile wroga. Nawet bardzo dobrze. Szkoda tylko, że okazji ku temu nie będzie jeszcze więcej, bo gra jest bardzo krótka. Już się cieszyłem... Na szczęście będą to chwile wypełnione akcją. A na pocieszenie zostaje Wielka Ryba, a to oznacza dłuższą i ciekawszą walkę. Jestem zadowolony. Co więcej, jak już powiedziałem, dzierżymy kij do krykieta. Może nie jest to stereotypowy kij baseballowy, ale odbijać nim też się da. Także tego też doświadczymy. Jak dla mnie rewelacyjny pomysł. Wprowadza sporo świeżości do gry, która dzięki temu nie jest zwyczajną młócką polegającą na uganianiu się za jakimiś stworami. Nie żeby takie coś mi się nie podobało. Czasem będzie też można pobawić się Ultra Prędkością (jej przedmiot mógłby być tylko jakiś ładniejszy), kiedy indziej przyjdzie nam uratować z klatek morskie jeże. Będzie wesoło.
Bardzo szybko okaże się, że podczas grania z dołu ekranu wyskakuje jakiś komunikat. To nic innego jak osiągnięcia. Jest ich dużo, ale nie spodziewajcie się przełomu. Nagrody są schematyczne i dotyczą wszystkiego, co i tak się zrobi oraz paru tylko innych zdarzeń, które już niekoniecznie pojawią się podczas grania, jak dwudziestokrotna śmierć. To będzie trzeba zrobić specjalnie, bo raczej wątpię, żeby przy tym poziomie skomplikowania trzeba było ginąć aż tak często. Nawet zredukowanie paska życia do trzech punktów nie stanowi jakiegoś utrudnienia, bo i tak z każdego pokonanego wroga wypadnie regenerujący po jednym punkcie arbuz. Nawet nie będzie się trzeba za nimi specjalnie uganiać. Nic tylko przeć do przodu. I na tym ta gra właśnie polega.
Czy udało mi się odnaleźć jakieś wady? Oprócz wspomnianej już żywotności napomnę pracę kamery. Możemy wybrać, jak będziemy sterować nią, jak i całą postacią (klawiaturą, myszą lub padem), ale przydałaby się też regulacja czułości. W niektórych sytuacjach przechodzi ona w tryb widoku i pokazuje dany teren, na przykład prowizoryczną arenę, na którą właśnie weszliśmy (oczywiście o tym nie wiedząc). Wszystko ładnie, pięknie, tylko czemu wtedy wciąż jest przyczepiona do Dasha? Przez to nie widać części planszy i trzeba biec na oślep, co w najgorszym wypadku może skutkować wpadnięciem do wody. Nie ma limitu żyć, więc co mi tam, ale zazwyczaj chciałoby się tego uniknąć. Nie jest to rzecz szczególnie uciążliwa, lecz wspomnę o niej wypisując minusy.
Pierwszy kontakt z Dash and the Stolen Treasure nie był najlepszy. Szybko popędziłem do opcji w poszukiwaniu ustawień grafiki. Po zmianie rozdzielczości i parametru jakości wszystko wyglądało już jak należy. Nasze oczy będą się mogły nacieszyć obrazem na najwyższym poziomie mogącym konkurować z nieco starszymi produktami komercyjnymi. Jeśli narzekaliście na styl retro poprzednich publikacji, wypróbujcie to. Nie zawiedziecie się. Tylko czemu jest tak jasno? Wszystko takie jaskrawe... To pewnie to południowe Słońce. Muzyka przygrywająca podczas naszej przygody jest miła dla ucha. Nie pamiętam już tej melodii, więc nie będzie to jakiś hit, ale jak na grę sprawdza się nad wyraz dobrze. Szkoda tylko, że głosy postaci są tak słabej jakości. Słyszałem na przykład trzask mikrofonu. Niski budżet, co? Ale takie rzeczy to chyba można było powtórzyć?
Znów przychodzi mi oceniać grę dobrą, ale mocno za krótką. Tym razem jednak natężenie akcji nie pozwalało mi mieć wątpliwości na ten temat. Mocne cztery. Nieprzeciętny potencjał, który przy odrobinie wysiłku może się przerodzić w coś naprawdę wielkiego. Może sequel? Proszę? A na przyszłość chciałbym zamówić więcej takich gier. Tylko u kogo?
Byle tylko nie „morze”! Dash: postrach, legenda – i wciąż jeszcze dzieciak. Cechy charakterystyczne: umiłowanie do skarbów, wielki kij do krykieta, hydrofobia. Tak właśnie, lęk przed wodą. Dziwne? Prawdziwe... Mówi się, że zdobywa wszystko, co zechce. I nikt nie stanie mu na drodze. Czyżby? Konkurencja nie śpi. Któregoś pięknego dnia nasz ekscentryczny piracina zostaje zaatakowany przez... ślepych piratów-rekiny. Skutki są takie, że wszystkie kosztowności wpadają w niepowołane ręce, a on sam ląduje w jakże wygodnym „więzieniu”, czyli beczce wyrzuconej za burtę. I tak dryfując w nieznane zaczynamy grę. Mam tylko pytanie – kto normalny więzi swojego wroga razem z jego ulubioną bronią? Komuś przydałoby się szkolenie na temat bycia Tym Złym, dokładniej mówiąc fragment o tym, czego się nie robi zostawiając bohatera samego. Staram się również zapomnieć o samym początku, czyli lądowaniu na plaży. Tak płynnego wejścia w piasek jeszcze nie widziałem. I wcale też nie wiem, jak on znalazł tyle miejsca w tym kawałku drewna, żeby zrobić to, co zrobił, żeby się z tej beczki wydostać. Ale trudno się mówi. Zobaczymy, co będzie dalej. To w końcu kreskówka.
Już pierwsze chwile z Dash and the Stolen Treasure przekonały mnie, że jest to przedstawiciel nowej generacji platformówek, czyli czegoś takiego, w czym najważniejsze nie jest już skakanie po platformach, bo tych nie ma już w tej ilości, co dawniej, ale bieganie i walka z przeciwnikami. Prawda, to niemal zawsze było obecne w tym gatunku, ale teraz proporcje niemiłosiernie się przesunęły. Broń i jej użycie stała się główną osią zabawy, a skaczemy tylko po to, żeby wykonać lepszy atak lub dostać się gdzieś wyżej. Najwięcej takich gier robi się obecnie na konsole – i jest to właśnie taki konsolowy typ platformówki (z gościnnymi występami na PeCetach). W pewnym sensie jest to krok naprzód, ale można by dyskutować, czy nie wypadałoby ukuć przy tej okazji jakiś nowy termin na to zjawisko. Możliwe, że by się przydało.
Naszym zadaniem jest odnalezienie monet i diamentów porozrzucanych na całej wyspie. Część z nich będzie poukrywana na przykład w beczkach, które to będzie można z sentymentu rozbić. Stare, dobre czasy... Ale żeby nie było zbyt łatwo, będziemy musieli uważać na kilka typów przeciwników – od morskich żyjątek po niebezpiecznych (chciałoby się powiedzieć „robo-”, Rayman 2 jakby się ktoś pytał) rekinopiratów. Nie będą oni wyzwaniem dla naszego bohatera, zwłaszcza, że możemy skorzystać z trzech różnych ataków. A że to on jest szybszy i zwinniejszy, to już chyba nie muszę mówić. To dobrze, że kilka razy zostaniemy otoczeni i będziemy się opierać przeważającej sile wroga. Nawet bardzo dobrze. Szkoda tylko, że okazji ku temu nie będzie jeszcze więcej, bo gra jest bardzo krótka. Już się cieszyłem... Na szczęście będą to chwile wypełnione akcją. A na pocieszenie zostaje Wielka Ryba, a to oznacza dłuższą i ciekawszą walkę. Jestem zadowolony. Co więcej, jak już powiedziałem, dzierżymy kij do krykieta. Może nie jest to stereotypowy kij baseballowy, ale odbijać nim też się da. Także tego też doświadczymy. Jak dla mnie rewelacyjny pomysł. Wprowadza sporo świeżości do gry, która dzięki temu nie jest zwyczajną młócką polegającą na uganianiu się za jakimiś stworami. Nie żeby takie coś mi się nie podobało. Czasem będzie też można pobawić się Ultra Prędkością (jej przedmiot mógłby być tylko jakiś ładniejszy), kiedy indziej przyjdzie nam uratować z klatek morskie jeże. Będzie wesoło.
Bardzo szybko okaże się, że podczas grania z dołu ekranu wyskakuje jakiś komunikat. To nic innego jak osiągnięcia. Jest ich dużo, ale nie spodziewajcie się przełomu. Nagrody są schematyczne i dotyczą wszystkiego, co i tak się zrobi oraz paru tylko innych zdarzeń, które już niekoniecznie pojawią się podczas grania, jak dwudziestokrotna śmierć. To będzie trzeba zrobić specjalnie, bo raczej wątpię, żeby przy tym poziomie skomplikowania trzeba było ginąć aż tak często. Nawet zredukowanie paska życia do trzech punktów nie stanowi jakiegoś utrudnienia, bo i tak z każdego pokonanego wroga wypadnie regenerujący po jednym punkcie arbuz. Nawet nie będzie się trzeba za nimi specjalnie uganiać. Nic tylko przeć do przodu. I na tym ta gra właśnie polega.
Czy udało mi się odnaleźć jakieś wady? Oprócz wspomnianej już żywotności napomnę pracę kamery. Możemy wybrać, jak będziemy sterować nią, jak i całą postacią (klawiaturą, myszą lub padem), ale przydałaby się też regulacja czułości. W niektórych sytuacjach przechodzi ona w tryb widoku i pokazuje dany teren, na przykład prowizoryczną arenę, na którą właśnie weszliśmy (oczywiście o tym nie wiedząc). Wszystko ładnie, pięknie, tylko czemu wtedy wciąż jest przyczepiona do Dasha? Przez to nie widać części planszy i trzeba biec na oślep, co w najgorszym wypadku może skutkować wpadnięciem do wody. Nie ma limitu żyć, więc co mi tam, ale zazwyczaj chciałoby się tego uniknąć. Nie jest to rzecz szczególnie uciążliwa, lecz wspomnę o niej wypisując minusy.
Pierwszy kontakt z Dash and the Stolen Treasure nie był najlepszy. Szybko popędziłem do opcji w poszukiwaniu ustawień grafiki. Po zmianie rozdzielczości i parametru jakości wszystko wyglądało już jak należy. Nasze oczy będą się mogły nacieszyć obrazem na najwyższym poziomie mogącym konkurować z nieco starszymi produktami komercyjnymi. Jeśli narzekaliście na styl retro poprzednich publikacji, wypróbujcie to. Nie zawiedziecie się. Tylko czemu jest tak jasno? Wszystko takie jaskrawe... To pewnie to południowe Słońce. Muzyka przygrywająca podczas naszej przygody jest miła dla ucha. Nie pamiętam już tej melodii, więc nie będzie to jakiś hit, ale jak na grę sprawdza się nad wyraz dobrze. Szkoda tylko, że głosy postaci są tak słabej jakości. Słyszałem na przykład trzask mikrofonu. Niski budżet, co? Ale takie rzeczy to chyba można było powtórzyć?
Znów przychodzi mi oceniać grę dobrą, ale mocno za krótką. Tym razem jednak natężenie akcji nie pozwalało mi mieć wątpliwości na ten temat. Mocne cztery. Nieprzeciętny potencjał, który przy odrobinie wysiłku może się przerodzić w coś naprawdę wielkiego. Może sequel? Proszę? A na przyszłość chciałbym zamówić więcej takich gier. Tylko u kogo?
KOMENTARZE
Gość
+0
2012-04-02 15:47:33
Gość
+0
2012-01-30 09:03:17
zajebista
Gość
+0
2011-05-30 13:41:46
Suuper ! Grałem w to kiedyś i zamierzam powrócic :)) Zachęcam do gry.
[Napisał Rox]
[Napisał Rox]
Gość
+0
2010-11-22 08:58:14
spoko nie ma się co martwić każdy popełnia błędy, ale tylko inteligentni ludzie potrafią się na nich uczyć. pozdrawiam i życzę owocnej pracy (nieustannie)
Guardian
+0
2010-11-19 23:37:48
Hmmm... A ja myślałem, że jest to mój najlepszy tekst od nie wiadomo kiedy. W przypadku wątpliwości (i tak na przyszłość) zapraszam na forum do odpowiedniego działu lub proszę o kontakt. Wystarczy kliknąć nick pod tekstem. Co zobaczyłem, poprawiłem. Faktycznie, było kilka pomyłek. Ale teraz zachęcam już do komentowania gry.
Gość
+0
2010-11-19 13:14:43
dziwnie napisana ta recenzja, niektórych zdań nie czaję, pomimo najszczerszych chęci, a gierka bardzo fajna jest.
Dla przykładu: "Nie będą oni wyzwaniem dla naszego bohatera, zwłaszcza, że możemy skorzystać z trzech różnych ataków. A że jest szybszy i zwinniejszy to już chyba nie muszę mówić". Kto qrka ????? atak ????
Dla przykładu: "Nie będą oni wyzwaniem dla naszego bohatera, zwłaszcza, że możemy skorzystać z trzech różnych ataków. A że jest szybszy i zwinniejszy to już chyba nie muszę mówić". Kto qrka ????? atak ????
Gość
+0
2010-11-19 08:45:37
Zobaczymy czy będzie chodzić na netbooku...pobieram...
1