Olej szkołę, zostań hackerem.

Możemy się tylko cieszyć, że włamywanie się na cudze komputery nie jest aż tak proste jak w Hacker Evolution Duality. Tu klikniesz, tam przesuniesz suwak, gdzie indziej przestawisz satelitę i już wykradasz tajne dane z korporacyjnych serwerów. Łatwizna.

No ale… taka jest licentia poetica tego typu produkcji. Jasne jest, że nikt z ekipy Exosyphen Studios nie miał na celu przygotowania kursu hackingu dla opornych, a jedynie dostarczenia kilku godzin interesującej, klimatycznej rozgrywki. I to się (do pewnego stopnia) udało.

W zasadzie przez cały czas widzimy przed sobą mapę świata z zaznaczonymi serwerami. Niektóre należą do ciebie, inne są typowymi "zombiakami", zapewniającymi dodatkową moc obliczeniową i chroniącymi przed wykryciem, wszystkie pozostałe to nasze cele. Zwykle musimy albo ukraść jakiś plik, albo przetransferować pieniądze na nasze konto. Łamanie zabezpieczeń sprowadza się do krótkich i banalnych minigier, testujących przede wszystkim nasz refleks. Sporym utrudnieniem są natomiast cykające w tle timery – odliczają one, jak długo pozostajemy nienamierzeni, ile czasu potrwa połączenie z serwerem, kiedy zostaniemy zaatakowani przez innego hackera – i tak dalej.

Wspomniałem, że HED to łatwizna? Cóż, to jednak tylko pół prawdy.

Chociaż atakowanie innych komputerów nie nastręcza trudności, wypełnienie wszystkich celów misji w określonym czasie wymaga ponadprzeciętnej wirtuozerii w posługiwaniu się myszą. Tu nie ma miejsca na błędy: twórcy nie dają graczowi wiele czasu do namysłu, skąpo obdarowują też cennymi sekundami. 

Być może dlatego HED nie przypadł mi do gustu na tyle, by wystawić mu wyższą ocenę. Spodziewałeś się produkcji, która rozgrzeje do białości twoje szare komórki, podczas gdy ty będziesz godzinami analizował najlepsze taktyki? Zapomnij. HED to po prostu zręcznościówka z interfejsem imitującym strategię. Zręcznościówka – dodajmy – całkiem udana, chociaż każda minuta jest tu jak zjazd kolejką górską i po pewnym czasie od natężenia akcji robi ci się niedobrze. 

Chyba jednak lepiej odpalić starego, poczciwego Uplinka…