Lionheart wiecznie żywy
zapis postępów
uproszczenia w stosunku do oryginału
INFORMACJE
Gatunek: Platformowe
Licencja: freeware
Data wydania: 2007
Pobrań: 2142
Producent: Byron 3D Games Studio
Wymagania sprzętowe:
Dodatkowe opcje:
Edytor poziomów, Rekordy online
Edytor poziomów, Rekordy online
Język: Angielski
INNE Z TEMATU
Lionheart Remake
OCEŃ
Lionheart. Tak. Jedna z moich ulubionych gier w końcu doczekała się wznowienia. Aż mi się przypomniały te "stare dobre czasy" i "stary dobry pad" (od którego bolały palce)... No, dosyć tego dobrego. Miałem zaszczyt obrać na warsztat remake tej właśnie gry, a co z tego wynikło - zapraszam do lektury.
Pół człowiek - pół lew. Tak w skrócie można opisać głównego bohatera "lwiego serca". Zbieżność pewnie przypadkowa... Imię jego brzmi Valdyn i jak przystało na grę, ma przed sobą pewne zadanie. Szczegóły misji nie są znane - wiadomo tyle, ile widać w filmie wprowadzającym. Lew rusza na wyprawę - zbroi się, dosiada smoka i odlatuje. Zmierza ku sąsiedniej krainie władanej przez (jak mogło być inaczej) złego Norkę (nie śmiać się...). Niestety, wkrótce na podniebnym szlaku napotyka pierwszą przeszkodę - latający statek. Zbliża się zbyt szybko, aby można go było zgubić. Dzięki refleksowi udaje się jednak uniknąć niewoli - szybkim cięciem miecza Valdyn uwalnia się z wypuszczonej z pojazdu sieci i wyskakuje. Tylko z wykorzystaniem swoich mocy (jak prawi tekst intra) wychodzi bez zadrapania z upadku z dość dużej wysokości. Jest teraz sam. Jego misja stała się znacznie trudniejsza. Jedyne co pozostaje to przedostać się przez pobliskie bagna i iść dalej. Dla ścisłości - to tylko fragment. Prawdziwe zamiary Valdyna pozostają tajemnicą do momentu ukończenia gry.
Po tym długim wstępie pora chyba na krótką notkę historyczną. Oryginalny "Lionheart" stworzony został przez studio Thalion i wydany po raz pierwszy w 1993 roku na komputery Amiga. Gra wykraczała poza swoje czasy - prasa uginała się od zachwytów, zwłaszcza nad szczegółowością grafiki, która nie zestarzała się nawet dziś (tła, postacie już może mniej, choć w małej rozdzielczości też). Nowością był też system walki - bazował na kombinacji klawiszy, co bardziej kojarzyć się może z bijatyką niż platformówką. Co prawda, brak tu jakiegokolwiek systemu ciosów łańcuchowych, ale fakt jest faktem.
Wracając do czasów współczesnych (przypominajka dla marzycieli - rok 2007, komputer PC)... Grając w to wznowienie nie mogłem odrzucić myśli, aby trochę obie gry ze sobą porównać. Niestety, nowa wersja wypadła tu dość, powiedzmy, słabo. Brakowało mi wielu elementów, za które tak lubiłem oryginał. Fani będą zapewne wiedzieli o co chodzi już po chwili grania. Ogólnie rzecz ujmując (żeby nie ująć zbyt od honoru Lionheart Remake), jest to ograniczona, skrócona i uproszczona gra z moich, ekhm, "młodych lat". Wielka szkoda, wierzcie mi. Wymienię coś dla przykładu: zredukowano ilość przeciwników, nie można wspinać się na linę, skakać podczas zjazdu po pniu... Mogą się one wydać "drobiazgami", ale zapewniam Was, bez tego to zupełnie inna gra.
Nowością w stosunku do "poprzedniczki" jest pewne zmodyfikowanie mechaniki rozgrywki. Autor postanowił ożywić nieco swoje dzieło i dodał elementy RPG. Tak, wzrok Was nie myli. Valdyn jest opisany poprzez siłę i witalność, a za pokonanie przeciwników zdobywa punkty doświadczenia. Jakby tego było mało, za znalezione medaliony (w zasadzie "thaliony" - małe loga Thalionu), które dotychczas dawały po prostu punkty (przekładające się na dodatkowe serduszka), można kupować lepsze miecze. Jeśli jesteś zdeklarowanym fanem "Lionheart" i jeszcze nie spadłeś z krzesła, to znak - możesz grać. Ciężko było z podłogi sięgać do klawiatury, ale jakoś dałem radę... W założeniu może i dobry pomysł, ale dla mnie to i tak zbędny "wodotrysk". Rozumiem, gdyby poziomy oferowały silniejsze kreatury i groźniejsze pułapki... Ale tak? Może i jestem "za stary" na takie sztuczki, ale w moim przypadku nie widziałem sensu rozwijania bohatera inaczej niż ładując wszystkie punkty w kondycję i rozszerzając w ten sposób pasek serduszek-energii. Wszelkie ruchome dywaniki można pokonać równie łatwo - zajmie to może nieco więcej czasu, ale te dwa dodatkowe ciosy można przeboleć. Gdyby w grze znalazły się jakieś strzelające stwory (a tych nie brakowało...), to może sytuacja by się zmieniła. I najważniejsze - dodanie tego aspektu wymagało zrobienia osobnego menu-sklepu. Chciałbym przemilczeć jakość wykonania tego... "czegoś", ale z racji stanowiska, nie mogę. Jak tylko je ujrzałem, naszły mnie dwie myśli: paskudne, absolutnie nieklimatyczne kwadraty (kanciaste!) i obrazki mieczy chyba z internetu. Jeśli jesteś zadeklarowanym fanem... lepiej nie szukaj krzesła - jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
Abstrahując od powyższych (ugryzę się w język i nie pow... ugryzę się w palec i nie napiszę "wielu") wad, warto zwrócić wzrok na zalety. Jak już wcześniej wspomniałem, grafika wciąż urzeka. Obecne tu rysunki są w całości (prawie, o tym wyżej) wycięte z amigowego lwa. Wbrew pozorom można grać nawet na kosmicznej jak na tamte ('93) lata rozdzielczości pokroju 1280x1024 i nie dostać zawału od wylewu swobodnych pikseli. Tu oczywiście ukłon w stronę autora wznowienia za sporządzenie odpowiedniego skalowania. Aż boję się myśleć co by było... Nie, zostawmy to. Pozostając jeszcze przy oprawie "odbiorczej", warto dodać, że muzyka również pozostała w swojej dawnej postaci. Mam tu na myśli oczywiście "muzykę" jako ścieżkę dźwiękową - fizycznie została przekonwertowana do formatu Ogg Vorbis. Początkowo może się ona wydać "dziwna". Warto dać jej szansę - osobno może i taka być, ale w połączeniu z doznaniami wizualnymi świetnie się komponuje w całość. Jakby jeszcze dorzucić trochę wspomnień... Ale ja znów zbaczam.
Zbliżając się do konkluzji, warto pamiętać o jednym. Mimo swoich słabszych stron Lionheart Remake wciąż jest solidną pozycją dla wszelakich zręcznościówkowców. Jakby nie patrzeć, to przecież stary dobry Lionheart! Fakt, w nowych szatach, ale jak twierdzi stare przysłowie, to nie one zdobią człowieka. Gry chyba też, zgodzicie się? Nie przejmujcie się zbytnio moimi uszczypnięciami, zwłaszcza jeśli nie mieliście wcześniej kontaktu z produktem Thalionu. A Wy, "zadeklarowani fani", czy nie myśleliście kiedyś o małym powiewie świeżości? Dyskietki nie pospadają z piedestałów, to tylko wznowienie... Czyżbym? A, zapominam się. Polecam gorąco - starczy na wystarczająco długo, a i wrócić będzie można bez lęku. Magia? A może to tylko ja i moje wspomnienia...
UWAGA!
Gra jest wciąż aktualizowana - możliwym jest zatem, że dodane zostaną jakieś nowe funkcje, z przyczyn wiadomych nie uwzględnione w powyższym tekście.
Pół człowiek - pół lew. Tak w skrócie można opisać głównego bohatera "lwiego serca". Zbieżność pewnie przypadkowa... Imię jego brzmi Valdyn i jak przystało na grę, ma przed sobą pewne zadanie. Szczegóły misji nie są znane - wiadomo tyle, ile widać w filmie wprowadzającym. Lew rusza na wyprawę - zbroi się, dosiada smoka i odlatuje. Zmierza ku sąsiedniej krainie władanej przez (jak mogło być inaczej) złego Norkę (nie śmiać się...). Niestety, wkrótce na podniebnym szlaku napotyka pierwszą przeszkodę - latający statek. Zbliża się zbyt szybko, aby można go było zgubić. Dzięki refleksowi udaje się jednak uniknąć niewoli - szybkim cięciem miecza Valdyn uwalnia się z wypuszczonej z pojazdu sieci i wyskakuje. Tylko z wykorzystaniem swoich mocy (jak prawi tekst intra) wychodzi bez zadrapania z upadku z dość dużej wysokości. Jest teraz sam. Jego misja stała się znacznie trudniejsza. Jedyne co pozostaje to przedostać się przez pobliskie bagna i iść dalej. Dla ścisłości - to tylko fragment. Prawdziwe zamiary Valdyna pozostają tajemnicą do momentu ukończenia gry.
Po tym długim wstępie pora chyba na krótką notkę historyczną. Oryginalny "Lionheart" stworzony został przez studio Thalion i wydany po raz pierwszy w 1993 roku na komputery Amiga. Gra wykraczała poza swoje czasy - prasa uginała się od zachwytów, zwłaszcza nad szczegółowością grafiki, która nie zestarzała się nawet dziś (tła, postacie już może mniej, choć w małej rozdzielczości też). Nowością był też system walki - bazował na kombinacji klawiszy, co bardziej kojarzyć się może z bijatyką niż platformówką. Co prawda, brak tu jakiegokolwiek systemu ciosów łańcuchowych, ale fakt jest faktem.
Wracając do czasów współczesnych (przypominajka dla marzycieli - rok 2007, komputer PC)... Grając w to wznowienie nie mogłem odrzucić myśli, aby trochę obie gry ze sobą porównać. Niestety, nowa wersja wypadła tu dość, powiedzmy, słabo. Brakowało mi wielu elementów, za które tak lubiłem oryginał. Fani będą zapewne wiedzieli o co chodzi już po chwili grania. Ogólnie rzecz ujmując (żeby nie ująć zbyt od honoru Lionheart Remake), jest to ograniczona, skrócona i uproszczona gra z moich, ekhm, "młodych lat". Wielka szkoda, wierzcie mi. Wymienię coś dla przykładu: zredukowano ilość przeciwników, nie można wspinać się na linę, skakać podczas zjazdu po pniu... Mogą się one wydać "drobiazgami", ale zapewniam Was, bez tego to zupełnie inna gra.
Nowością w stosunku do "poprzedniczki" jest pewne zmodyfikowanie mechaniki rozgrywki. Autor postanowił ożywić nieco swoje dzieło i dodał elementy RPG. Tak, wzrok Was nie myli. Valdyn jest opisany poprzez siłę i witalność, a za pokonanie przeciwników zdobywa punkty doświadczenia. Jakby tego było mało, za znalezione medaliony (w zasadzie "thaliony" - małe loga Thalionu), które dotychczas dawały po prostu punkty (przekładające się na dodatkowe serduszka), można kupować lepsze miecze. Jeśli jesteś zdeklarowanym fanem "Lionheart" i jeszcze nie spadłeś z krzesła, to znak - możesz grać. Ciężko było z podłogi sięgać do klawiatury, ale jakoś dałem radę... W założeniu może i dobry pomysł, ale dla mnie to i tak zbędny "wodotrysk". Rozumiem, gdyby poziomy oferowały silniejsze kreatury i groźniejsze pułapki... Ale tak? Może i jestem "za stary" na takie sztuczki, ale w moim przypadku nie widziałem sensu rozwijania bohatera inaczej niż ładując wszystkie punkty w kondycję i rozszerzając w ten sposób pasek serduszek-energii. Wszelkie ruchome dywaniki można pokonać równie łatwo - zajmie to może nieco więcej czasu, ale te dwa dodatkowe ciosy można przeboleć. Gdyby w grze znalazły się jakieś strzelające stwory (a tych nie brakowało...), to może sytuacja by się zmieniła. I najważniejsze - dodanie tego aspektu wymagało zrobienia osobnego menu-sklepu. Chciałbym przemilczeć jakość wykonania tego... "czegoś", ale z racji stanowiska, nie mogę. Jak tylko je ujrzałem, naszły mnie dwie myśli: paskudne, absolutnie nieklimatyczne kwadraty (kanciaste!) i obrazki mieczy chyba z internetu. Jeśli jesteś zadeklarowanym fanem... lepiej nie szukaj krzesła - jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
Abstrahując od powyższych (ugryzę się w język i nie pow... ugryzę się w palec i nie napiszę "wielu") wad, warto zwrócić wzrok na zalety. Jak już wcześniej wspomniałem, grafika wciąż urzeka. Obecne tu rysunki są w całości (prawie, o tym wyżej) wycięte z amigowego lwa. Wbrew pozorom można grać nawet na kosmicznej jak na tamte ('93) lata rozdzielczości pokroju 1280x1024 i nie dostać zawału od wylewu swobodnych pikseli. Tu oczywiście ukłon w stronę autora wznowienia za sporządzenie odpowiedniego skalowania. Aż boję się myśleć co by było... Nie, zostawmy to. Pozostając jeszcze przy oprawie "odbiorczej", warto dodać, że muzyka również pozostała w swojej dawnej postaci. Mam tu na myśli oczywiście "muzykę" jako ścieżkę dźwiękową - fizycznie została przekonwertowana do formatu Ogg Vorbis. Początkowo może się ona wydać "dziwna". Warto dać jej szansę - osobno może i taka być, ale w połączeniu z doznaniami wizualnymi świetnie się komponuje w całość. Jakby jeszcze dorzucić trochę wspomnień... Ale ja znów zbaczam.
Zbliżając się do konkluzji, warto pamiętać o jednym. Mimo swoich słabszych stron Lionheart Remake wciąż jest solidną pozycją dla wszelakich zręcznościówkowców. Jakby nie patrzeć, to przecież stary dobry Lionheart! Fakt, w nowych szatach, ale jak twierdzi stare przysłowie, to nie one zdobią człowieka. Gry chyba też, zgodzicie się? Nie przejmujcie się zbytnio moimi uszczypnięciami, zwłaszcza jeśli nie mieliście wcześniej kontaktu z produktem Thalionu. A Wy, "zadeklarowani fani", czy nie myśleliście kiedyś o małym powiewie świeżości? Dyskietki nie pospadają z piedestałów, to tylko wznowienie... Czyżbym? A, zapominam się. Polecam gorąco - starczy na wystarczająco długo, a i wrócić będzie można bez lęku. Magia? A może to tylko ja i moje wspomnienia...
UWAGA!
Gra jest wciąż aktualizowana - możliwym jest zatem, że dodane zostaną jakieś nowe funkcje, z przyczyn wiadomych nie uwzględnione w powyższym tekście.
KOMENTARZE
Gość
+0
2007-08-26 22:55:54
ten kto ma amige i to gre(na przykład ja) niech porówna jak się gra zmianiła w ciągu kiku(nastu) lat
Gość
+0
2007-08-26 22:52:26
na amige to jest trudne już od 2 dni prubuje przejśc
w jakejś jaskini i nie moge mam nadzeje że to łatfiejsze i sprubuje grać w to na kompie i na amidze jednocześnie
Gość
+0
2007-08-26 20:55:08
Amiga - zawsze w awangardzie
Gość
+0
2007-08-11 23:12:51
Ehh tam, ja wole w oryginała pograć na oryginalnej platformie :)
A na kompa najlepszy jest Clonk: Planet {{z tych freeware}}
Gość
+0
2007-08-02 19:58:22
W obecnej chwili jest dostępna wersja 2.0, zawierająca mase dodatków upodabniających remake do oryginału - fakt - to jeszcze nie to - ale bliżej :) A gra jest rewelacyjna - kiedyś (ok.1994r) tłukłem w toto przez okrągły rok i - mi zostało - do dziś mało kto mnie inaczej nazywa niż Valdyn, a pod taką nazwą figuruję nawet w telefonie mojej żony :D Jak widać - Amiga wiecznie zywa! :)
Gość
+0
2007-07-10 00:15:22
Dopiero teraz to dajecie, ja w to grałem już 2 lata temu!
[To ciekawe, bo ta wersja gry powstała całkiem niedawno... - dop. Eugen]
Gość
+0
2007-07-09 09:50:52
To jednak o tego starego Lionheart chodziło a ja myślałem że chodziło o Lionheart: Legacy of the crusade =P.............
1