Wszyscy, którzy bardziej cenią grafikę od grywalności już podziękuję. Być może wizerunek PixelShips przypomina lata osiemdziesiąte, ale prawdopodobnie wraz z nim, zachował także grywalność, która w tamtych czasach była niezwykle wysoka. Najlepiej będzie jeśli sami się o tym przekonacie po zakończeniu czytania tej recenzji.  Fabuła, wbrew pozorom, nie opowiada o hordzie Obcych napadających Ziemię, czy samotnego bohatera walczącego w paszczy lwa. Chodzi jedynie o zebranie wszystkich stateczków-zabaweczek, których produkcję rozpoczęto w 2049 roku. Przez czterdzieści lat stworzono ich 160 modeli, z których każdy miał imitację broni, czujniki uszkodzeń i dziesiątki innych gadżetów. Jako początkujący zbieracz, musisz zdobyć ich jak najwięcej.  Rozgrywka to zbiór misji w obrębie kampanii. Tych ostatnich są tysiące (9999 sztuk) i choć wydaje się to wartością skończoną, raczej nigdy nie uda się poznać ich wszystkich. Na samym początku należy wybrać swój okręt. Wraz z kolejnymi zadaniami, będzie można go rozbudowywać, zwiększając tym samym jego parametry i prawdopodobieństwo szczęśliwego zakończenia lotu. Każdy okręcik opisany jest czterema wartościami - siłą ognia, prędkością, energią oraz obroną. Podczas misji można złapać pozostałości po zestrzelonych wrogach, które je zwiększą, jednak tylko na czas tego jednego zadania.  Cele są przy każdej misji inne. Trzeba zniszczyć jak najwięcej celów, zebrać jak najwięcej monet czy zestrzelić pewien okręt. Najciekawszy jest przelot między ścianami, których dotknięcie powoduje ubytek osłon. A prędkość przy tym jest zawrotna!  PixelShips to bardzo ciekawa strzelanka, choć dla początkujących (czyt. wychowywanych na kartach graficznych GeForce lub nowszych) może być mało przejrzysta. Posiada problem przy sterowaniu - strzałka lewa i górna nie współpracują - trzeba korzystać z klawiatury numerycznej. Brak jakiegokolwiek dźwięku także nie pozwala wystawić wyższej oceny. Ale mimo to zachęcam. Będzie fajnie!