Rekordy online
Pteroglider Postmortem
Twórcy gier zawsze powinni pamiętać, że tytuł, który tworzą może nie trafić w gusta graczy, nawet, jeśli wydaje się, iż jest to pewniak, bo jest następną częścią udanej serii czy jest sławny nawet rok przed premierą. Im tytuł lepiej się zapowiada, tym więcej ludzie oczekują, co często nie wychodzi producentom na dobre. Jeśli produkcja okazała się kompletną klapą i prawie nikt jej nie kupił, są dwa rozwiązania: zapomnieć o swoim „dziele” i zakopać je w krainie niepamięci lub... upowszechnić za darmo.
Nie muszę chyba stwierdzać, że Pteroglider Postmortem jest efektem takiego właśnie działania (sprzedał się w oszałamiającej liczbie trzydziestu dwóch egzemplarzy). Tytuł ten jest jedną z wielu kosmicznych strzelanek z jaką miałem do czynienia. Tak naprawdę nie wyróżnia się praktycznie niczym spośród tłumu swoich kolegów, oprócz faktu, że statek kosmiczny, którym kierujemy wygląda jak przerośnięty, metalowy pterodaktyl (stąd tytuł) z działem przyczepionym do jego pleców. Nie ma tutaj żadnej fabuły (jakże by inaczej, ale nie ma sensu kogokolwiek winić), więc nie wiemy po co i do kogo tak naprawdę strzela. Prawdopodobnie jednak są to obcy, a ci ,jak wiadomo, są źli i chcą zniszczyć naszą piękną planetę. Tak przy okazji, czy nie są to już uprzedzenia rasowe? Naprawdę ciężko określić wygląd owych przeciwników, ponieważ ich wygląd zmienia się co poziom, nawet tych najmniejszych, co można zaznaczyć jako pierwszy plus dla autorów. Do niszczenia nich wykorzystujemy zwykłe nieograniczone działo lub limitowane rakiety, które możemy zbierać jako nagrody za rozwalane statki wrogów. Krótko mówiąc, otrzymujemy to, co dostawaliśmy przez kilkadziesiąt lat, tyle, że w lekko zmienionej formie. Dlaczego więc gra się nie sprzedała, czyżby to z tego powodu? Skądże, wiele podobnych produkcji shareware sprzedawało się jak ciepłe bułeczki. W czym więc szkopuł? Pominę kwestię wymaganego DirectX9, gdyż żyjemy w czasach, gdy istnieje (na razie bezużyteczna) wersja dziesiąta. Przyczyną był zbyt wysoki poziom trudności, który ponoć doprowadzał nawet najbardziej profesjonalnych graczy do stanu furii. Z całą pewnością jest to przesada, gra jest zdecydowanie do przejścia, lecz należy przyznać, że nie należy do łatwych – przegrałem pod koniec drugiego poziomu, a był to pierwszy z dziesięciu stopni trudności. Wnioski nasuwają się same. Aby graczowi nie było zbyt łatwo, twórcy wymyślili, że działko w pojeździe będzie się stopniowo nagrzewać po ciągłym ogniu. Jak mawiają, piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami.
To, co najbardziej zasługuje na brawa w Pteroglider Postmortem to grafika – mimo czterech lat nadal zachwyca swoim pięknem i wyrazistością. Jeśli chodzi o muzykę, wystarczy przypomnieć sobie z jakim typem gry mamy do czynienia i wszystko jest jasne. Innymi słowy, jeśli szukasz muzyki klasycznej rodem z Konkursu im. Fryderyka Chopina, jesteś w wielkim błędzie.
Pteroglider Postmortem to nieskomplikowana, aczkolwiek stosunkowo trudna strzelanka, która, przy większym dopracowaniu, mogłaby stać się naprawdę dobrą grą. Nie oznacza to, iż nie da się w nią grać – owszem, potrafi sprawić sporo frajdy, lecz także i frustracji. Jeśli chcesz sprawdzić swoje umiejętności, ten tytuł jest dla ciebie.
1