dobrze zaprojektowane plaszne
rozbudowana fabuła
długość gry
mało wyraźna grafika
zbyt prosta
INFORMACJE
Gatunek: Platformowe
Licencja: freeware
Data wydania: 2008
Pobrań: 326
Producent: Robert Edward Hoani Bryson (JackRussel)
Wymagania sprzętowe:
1,6 GHz, 256 MB RAM
1,6 GHz, 256 MB RAM
Dodatkowe opcje:
Rekordy online
Rekordy online
Język: Angielski
INNE Z TEMATU
Seraphim Flame
OCEŃ
Wojna dobra ze złem, zobrazowana jako konflikt aniołów i demonów, nie raz gościła w fabułach filmów i gier. Niestety, po raz kolejny stajemy po oczywistej stronie i jako anioł, musimy pokonać zło w postaci wielkiego księcia Piekła - Astarota. Wyprawa w piekielne czeluście została wymuszona przez porwanie św. Michała - przywódcy aniołów rasy Serafów. Jako że to tylko gra komputerowa, nie będę czepiał się spójności i oryginalności fabuły, tylko przejdę od razu do rzeczy.
Najbardziej w produkcjach amatorskich podoba mi się ich próba wybicia przez innowacyjne pomysły. Seraphim Flame to połączenie platformówki i logiki. Wcielając się w jednoosobową grupę ratunkową, tytułowego Serafima, najpierw musimy pomóc mu zdobyć cztery pieczęcie do bramy Piekła, a następnie poprowadzić przez niebezpieczne korytarze, aż przed oblicze samego Astarota. Po drodze czeka na niego mnóstwo przeszkód, jednak zdecydowanie za mało tam "żywych" wrogów. Zwykle występują oni w dużych grupach na jednym ekranie, natomiast nie ma ich za każdym rogiem. A może jest tak łatwo przez zbyt niski poziom trudności? Odważny anioł dysponuje ostrym mieczem i magicznym pociskiem. Raz zabici przeciwnicy nie odradzają się, natomiast na co drugiej planszy czeka na nas czerwony stworek umożliwiający zapisanie stanu gry i całkowite wyleczenie. Skoro w piekle jest tak sympatycznie, czemu tylko jednemu starczyło sił, żeby tam wejść z własnej woli?
Jack Russel stworzył naprawdę wciągającą platformówkę. To już trzeci tytuł, który recenzuję w ostatnim czasie, mający niewykorzystany potencjał. Tak widocznie kończą gry tworzone na konkurs, gdzie gonią terminy. Ta wyróżnia się dobrze dobraną muzyką i grafiką, która pozwala na rozróżnianie kształtów. Największą wadą jest długość, bo choć korytarze Piekła zaprojektowano z pomysłem, przechodzi się je zbyt szybko, po drodze pokonując jedynie dwóch bossów. Na szczęście po wszystkim można porównać swoje wyniki - czas przejścia, liczba pokonanych wrogów czy zebranych piór (rodzaju bonusa). Jeśli autor wydłużyłby swoją opowieść do rozmiaru Knytta, byłoby nad czymś usiąść. Teraz stanowi jedynie prolog do czegoś większego. Ale i tak warto zobaczyć.
Najbardziej w produkcjach amatorskich podoba mi się ich próba wybicia przez innowacyjne pomysły. Seraphim Flame to połączenie platformówki i logiki. Wcielając się w jednoosobową grupę ratunkową, tytułowego Serafima, najpierw musimy pomóc mu zdobyć cztery pieczęcie do bramy Piekła, a następnie poprowadzić przez niebezpieczne korytarze, aż przed oblicze samego Astarota. Po drodze czeka na niego mnóstwo przeszkód, jednak zdecydowanie za mało tam "żywych" wrogów. Zwykle występują oni w dużych grupach na jednym ekranie, natomiast nie ma ich za każdym rogiem. A może jest tak łatwo przez zbyt niski poziom trudności? Odważny anioł dysponuje ostrym mieczem i magicznym pociskiem. Raz zabici przeciwnicy nie odradzają się, natomiast na co drugiej planszy czeka na nas czerwony stworek umożliwiający zapisanie stanu gry i całkowite wyleczenie. Skoro w piekle jest tak sympatycznie, czemu tylko jednemu starczyło sił, żeby tam wejść z własnej woli?
Jack Russel stworzył naprawdę wciągającą platformówkę. To już trzeci tytuł, który recenzuję w ostatnim czasie, mający niewykorzystany potencjał. Tak widocznie kończą gry tworzone na konkurs, gdzie gonią terminy. Ta wyróżnia się dobrze dobraną muzyką i grafiką, która pozwala na rozróżnianie kształtów. Największą wadą jest długość, bo choć korytarze Piekła zaprojektowano z pomysłem, przechodzi się je zbyt szybko, po drodze pokonując jedynie dwóch bossów. Na szczęście po wszystkim można porównać swoje wyniki - czas przejścia, liczba pokonanych wrogów czy zebranych piór (rodzaju bonusa). Jeśli autor wydłużyłby swoją opowieść do rozmiaru Knytta, byłoby nad czymś usiąść. Teraz stanowi jedynie prolog do czegoś większego. Ale i tak warto zobaczyć.
KOMENTARZE
Gość
+0
2010-06-17 17:17:23
trrrrrrroche głupi
1