prosta rozgrywka
mnóstwo akcji
INFORMACJE
Gatunek: Strzelanki
Licencja: freeware
Data wydania: 2010
Pobrań: 764
Producent: Kot-in-Action Creative Artel
Wymagania sprzętowe:
brak danych
brak danych
Dodatkowe opcje:
Internet/LAN, Edytor poziomów, Rekordy online
Internet/LAN, Edytor poziomów, Rekordy online
Język: Angielski
TAGI
INNE Z TEMATU
Steel Storm Episode I
OCEŃ
FILM
Są takie gry, jak na przykład Steel Storm Episode I, przy których zamiast przydługich wywodów chciałoby się napisać "fajna strzelanka, zagrajcie" i na tym zakończyć. Jednak takie przedstawienie sprawy rodzi wiele pytań, nawet po obejrzeniu dołączonych screenów i filmiku, np. czy jest łatwo? Przeciwnicy są inteligentni? Ile jest broni? Postaram się na nie odpowiedzieć, choć czas ten wolałbym spożytkować na niszczeniu kolejnych wrogów.
Steel Storm Episode I to typowy przedstawiciel strzelanek z głównym udziałem pojazdu mechanicznego o napędzie odrzutowym. Fabuła nie jest tu istotna, zresztą nigdzie nie znalazłem o niej wzmianki. Na pewno jako pilot uzbrojonego myśliwca, wykonujemy militarne misje dla bliżej nieokreślonego przełożonego. Jest w nich sporo strzelania, mnóstwo przeciwników i urozmaicone krajobrazy. Czy trzeba więcej?
Zróżnicowanie dostępnego arsenału nie jest zbyt duże - raptem cztery bronie o odmiennych parametrach, ale połączone wspólnym mianownikiem - nieskończoną ilością amunicji. Bez wahania trzymajcie wciśnięte oba przyciski myszy. Zwalniajcie je tylko na zorientowanie się w sytuacji, bo chaos jaki tworzą wystrzelone rakiety może powodować kłopoty z oceną sytuacji. Być może od pięciu minut nie będzie nikogo w polu rażenia.
Misje ograniczają się do przelotu od startu do mety równając po drodze wszystko z nawierzchnią (bo nie zawsze jest to ziemia). Czasem trzeba zniszczyć jakieś generatory czy większe pojazdy wroga, żeby otworzyć torujące drogę pola siłowe. Więcej filozofii nie ma. Zdarza się i to dość często, że po zebraniu jakichś świecidełek czy wyeliminowaniu konkretnej wieżyczki spod ziemi wyłania się kolejna partia, gotowych zginąć przy obronie, jednostek wroga. Powoduje to nieciekawe sytuacje, gdy większą część powierzchni ekranu zajmują pociski, ale liczba żyć jest nieograniczona i rozpoczęcie od nowa nie niesie za sobą nieprzyjemnych konsekwencji.
Warto wspomnieć o pojazdach przeciwników. Nie poruszają się bezmyślnie. Wyraźnie widać rękę doświadczonego specjalisty od sztucznej inteligencji. Wrogowie strzelają w miejsce, gdzie uważają że za chwilę będziemy (do tego mam akurat największe zastrzeżenia), starają się unikać trafienia, a uszkodzeni chowają się, próbując atakować tylko na krótko się wychylając. Gdyby nie ich słabe kadłuby, byłoby ciężko.
Epizod pierwszy należy traktować jak demo. Kampania z sześciomia misjami i możliwość gry w sieci to mały fragment tego co obiecują autorzy po następnej części. Mimo że serwery internetowe wieją pustką, wystarczyło dołączyć do jednego, żeby zaczęli schodzić się gracze. W kulminacyjnym momencie było nas szcześciu i to nie w deathmatchu, a w trybie kooperacji. Rozwiązano to ciekawie: strona atakująca dysponuje konkretną liczbą pojazdów w hangarze. Ginąć i odradzać się można póki jest czym latać. Gdy zabraknie pojazdów, a wszyscy gracze zginą, etap należy zacząć od nowa.
Steel Storm Episode I to kawał dobrej strzelanki z widokami na długie i relaksujące wieczory. Mając możliwość zakupu części drugiej za niecałe trzy dolary, myślę że warto zainwestować. Szkoda tylko, że nie można zmienić widoku gry - na początku trudno się w nim odnaleźć. Dopiero po kilkunastu minutach udaje się nad nim zapanować. Ale chyba nie ma gier idealnych, a tak drobny mankament, który po jakimś czasie przestaje nim być, można spokojnie pominąć. Gorąco zachęcam!
Steel Storm Episode I to typowy przedstawiciel strzelanek z głównym udziałem pojazdu mechanicznego o napędzie odrzutowym. Fabuła nie jest tu istotna, zresztą nigdzie nie znalazłem o niej wzmianki. Na pewno jako pilot uzbrojonego myśliwca, wykonujemy militarne misje dla bliżej nieokreślonego przełożonego. Jest w nich sporo strzelania, mnóstwo przeciwników i urozmaicone krajobrazy. Czy trzeba więcej?
Zróżnicowanie dostępnego arsenału nie jest zbyt duże - raptem cztery bronie o odmiennych parametrach, ale połączone wspólnym mianownikiem - nieskończoną ilością amunicji. Bez wahania trzymajcie wciśnięte oba przyciski myszy. Zwalniajcie je tylko na zorientowanie się w sytuacji, bo chaos jaki tworzą wystrzelone rakiety może powodować kłopoty z oceną sytuacji. Być może od pięciu minut nie będzie nikogo w polu rażenia.
Misje ograniczają się do przelotu od startu do mety równając po drodze wszystko z nawierzchnią (bo nie zawsze jest to ziemia). Czasem trzeba zniszczyć jakieś generatory czy większe pojazdy wroga, żeby otworzyć torujące drogę pola siłowe. Więcej filozofii nie ma. Zdarza się i to dość często, że po zebraniu jakichś świecidełek czy wyeliminowaniu konkretnej wieżyczki spod ziemi wyłania się kolejna partia, gotowych zginąć przy obronie, jednostek wroga. Powoduje to nieciekawe sytuacje, gdy większą część powierzchni ekranu zajmują pociski, ale liczba żyć jest nieograniczona i rozpoczęcie od nowa nie niesie za sobą nieprzyjemnych konsekwencji.
Warto wspomnieć o pojazdach przeciwników. Nie poruszają się bezmyślnie. Wyraźnie widać rękę doświadczonego specjalisty od sztucznej inteligencji. Wrogowie strzelają w miejsce, gdzie uważają że za chwilę będziemy (do tego mam akurat największe zastrzeżenia), starają się unikać trafienia, a uszkodzeni chowają się, próbując atakować tylko na krótko się wychylając. Gdyby nie ich słabe kadłuby, byłoby ciężko.
Epizod pierwszy należy traktować jak demo. Kampania z sześciomia misjami i możliwość gry w sieci to mały fragment tego co obiecują autorzy po następnej części. Mimo że serwery internetowe wieją pustką, wystarczyło dołączyć do jednego, żeby zaczęli schodzić się gracze. W kulminacyjnym momencie było nas szcześciu i to nie w deathmatchu, a w trybie kooperacji. Rozwiązano to ciekawie: strona atakująca dysponuje konkretną liczbą pojazdów w hangarze. Ginąć i odradzać się można póki jest czym latać. Gdy zabraknie pojazdów, a wszyscy gracze zginą, etap należy zacząć od nowa.
Steel Storm Episode I to kawał dobrej strzelanki z widokami na długie i relaksujące wieczory. Mając możliwość zakupu części drugiej za niecałe trzy dolary, myślę że warto zainwestować. Szkoda tylko, że nie można zmienić widoku gry - na początku trudno się w nim odnaleźć. Dopiero po kilkunastu minutach udaje się nad nim zapanować. Ale chyba nie ma gier idealnych, a tak drobny mankament, który po jakimś czasie przestaje nim być, można spokojnie pominąć. Gorąco zachęcam!
KOMENTARZE
wal677
+0
2011-04-29 16:24:01
Niezwykle miłe zaskoczenie! Ta gierka jest rewelacyjna i na pewno jedną z lepszych z prezentowanych tutaj w kategorii-strzelanki!!!
Gość
+0
2010-12-13 17:11:44
Fajna recenzja, a i sama gra bardzo ciekawa. Autorzy gry podają, że w Epizodzie 2 będą dodatkowe kamery (nawet fpp), jak i możliwość skonfigurowania jej samemu.
Gość
+0
2010-12-13 15:05:23
po obejrzeniu filmiku wypadaloby powiedziec : gra jest super, ale wstrzumam sie z ocena dopoki nie pogram
1