Ta propozycja spadła na mnie nieoczekiwanie. Bezrobotny byłem dopiero od tygodnia, gdy szkolną drużynę w bulę rozwiązano za pijaństwo i wulgarne okrzyki pod adresem dyrekcji. Koledzy sprzed lat, z którymi ustawiałem mecze, przypomnieli sobie "Stylistę". Tak mnie nazywali z powodu stylu, w jaki radziłem sobie z kolejnymi drużynami ligowymi. "Poradzisz sobie", przekonywali, "W lidze piłkarskiej jest jak w grze w bulę - też grają tam okrągłym przedmiotem. Zasady tylko nieznacznie się różnią". Czemu miałbym nie spróbować, pomyślałem i objąłem pierwszoligową drużynę z Dolnego Śląska.
Starzy znajomi, którzy stanowili zarząd klubu wysupłali na początek sezonu 25 milionów i przekazali w me ręcę drużynę 32 zawodników. Nie można o nich powiedzieć, że byli słabeuszami, bo tacy, jak wskazuje nazwa, są słabi, a Zryw Miłoszyce zajął w poprzednim sezonie 15 miejsce. Ostatnie, które nie powodowało degradacji. Byli więc gorsi od nich. Zaraz po podpisaniu kontraktu "koledzy" określili swoje cele na miejsce 1-5, a najlepiej awans do Ekstraklasy. Zabrałem się do pracy.
Możliwości miałem raczej niewielkie. Budżet, który dostałem, przeznaczony został na transfery i wypłaty dla zawodników. 25 milionów to niezła suma, zważając na fakt, że najlepsi piłkarze na rynku dostępni są za 28, ale wydając taką kwotę musiałbym liczyć się z utratą stanowiska. Wykorzystując swój wrodzony talent, postanowiłem wykrzesać z mojej ekipy ukryte talenty i stworzyć kolektyw wygrywający wszystkie mecze. Pole do popisu miałem ograniczone, ponieważ poza zakupem nowych twarzy mogłem jedynie określić wyjściowy skład i taktykę na mecz. Treningami czy określaniem cen biletów zajmowali się inni pracownicy. Tak mi przynajmniej powiedziano, bo nigdy nie widziałem ani ich, ani efektów ich pracy. Ważne przecież, żebym miał pieniądze. Resztę się już zrobi.
Pierwszych kilka meczów uczyłem się nazwisk piłkarzy i ich umiejętności. Po połowie sezonu wiedziałem już kto jest w stanie zagrać na 100% możliwości, a kto tylko powłóczy nogami. Wtedy również nadszedł czas na wzmocnienia, bo choć przesądny nigdy nie byłem, 13 miejsce w lidze nie oznaczało nic dobrego. Z racji uszczuplonego budżetu sięgnąłem po piłkarzy bezrobotnych. Okazało się, że bez pracy znajduje się całkiem sporo diamentów, którzy za wysoką pensję, ale bez płacenia bajońskich sum innemu klubowi, będą dla mnie grać. Tym sposobem wyminiłem połowę drużyny, czego efektem było 19 strzelonych bramek w 6 meczach i 18 zdobytych punktów. Na horyzoncie zauważyłem oczekiwany przez zarząd cel.
Po kilku miesiącach awansowałem do Ekstraklasy z pierwszego miejsca. Zarobione na transferach pieniądze - ponad 80 milionów rozeszło się w dyrekcji na chore matki i biedne dzieci, a ja znów dostałem marnych dwadzieścia kilka milionów. Tylko że oczekiwania graczy były już wyższe. Na szczęście i z tym sobie poradziłem. Chciałem nawet przedłużyć kontrakty z kilkoma lepszymi graczami zwiększając im pensję, ale nikt nie miał sprawnego długopisu, przez co traciłem kolejnych graczy. Na ich miejsce przychodzili nowi, więc udawało mi się utrzymywać pierwsze miejsce w kraju. Kolejny sezon, kolejny tytuł mistrzowski. Po piątym z rzędu zwycięstwie w lidze stwierdziłem, że gra w bulę dostarcza mi więcej emocji. Zrezygnowałem z pracy, za mało było w niej wyzwań.
W ten sposób mógłbym pokrótce opowiedzieć losy szkoleniowca, w jakiego wciela się gracz w Universal Soccer Manager 2. Po tym co napisałem mógłbym wymieniać już tylko niedociągnięcia, bo tych jest naprawdę sporo. Niewiarygodnie sporo jak na produkcję z numerem 2 stworzonej przez firmę, która menedżery robi nie od wczoraj. Ten brak "sprawnego długopisu" z piątego akapitu to błąd w grze, który uniemożliwia przedłużanie kontraktów z graczami (ponoć poprawiony w poprzedniej wersji). Przez to albo piłkarze odchodzili sami, albo zarząd przedłużał im konktrakt w moim imieniu, a ja dostawałem naganę. Później już znalazłem sposób i wiedząc, że graczynie zatrzymam, sprzedawałem ich.
Ustalanie taktyki na mecz, o ile chce się to robić samemu to ciężka praca. Początkowo zwracałem uwagę na formę każdego zawodnika. Niestety, aby to zrobić, trzeba wejść na jego kartę. To jedyne miejsce, gdzie się ją odczyta. Wszystkie zestawienia jakie mamy do dyspozycji zawierają jedynie ich umiejętności i szczegóły kontraktu. Po jakimś czasie zauważyłem, że forma nie wpływa na ocenę końcową piłkarza (nawet kontuzjowany może dostać 8 na 10), więc przestałem się tym przejmować, a skupiłem na ustawieniach podczas meczu. Tu można określić np. rodzaj krycia, długość podań czy granie na spalone. Tylko doskonale znając swoją drużynę i zgadując ustawienie przeciwników można dobrać taką taktykę, by mecz wygrać. Przy okazji - nigdzie nie ma wglądu do obcych klubów. Można bez problemów oglądać karty ich zawodników, ale nie dowiemy się jaką strategię stosują, ani nawet kto ich trenuje. Może i nie ma to dużego wpływu na grę, jednak z pewnością poprawiłoby ogólny wygląd. Sam mecz można rozegrać na trzy sposoby - natychmiastowo (przechodzimy do następnego tygodnia i wynik trzeba sobie sprawdzać na osobnym ekranie), automatycznie (biernie oglądamy opisy wydarzeń na boisku) oraz interaktywnie. Ten ostatni sposób jest jedynym, jeśli chcemy wygrać ligę. Dzięki niemu w kluczowych momentach gry decydujemy jaką akcję wykonać ma zawodnik. Jej skuteczność mruga niczym światełka na choince zmieniając się co sekundę. Dlatego klikając w 90%, możemy trafić na 25%, które pojawi się zaraz za nim. Na szczęście przy lepszych graczach częściej pojawiają się wyższe wartości. Dzięki takiemu prowadzeniu meczu można każdą akcję zakończyć golem.
Jako że dla producentów istnieje tylko pięć lig (angielska, francuska, niemiecka, włoska i holenderska), postanowiłem skorzystać z dołączonego edytora, żeby dorobić sobie polską. Tutaj kolejne zdziwienie - informacja, że edytor jest w wersji beta i nie zaleca się go do czynności innych jak zmiany nazwy drużyn czy ich kolorów koszulek. Ostrzeżenie oczywiście zignorowałem, a swoją drogą po co ktoś sprzedaje grę, która nie posiada dopracowanego tak ważnego elementu. Ma duży potencjał, bo poza stworzeniem własnej ligi, każdemu klubowi można dopisać konkretnych zawodników przydzielając im odpowiednie umiejętności. Tu niestety przeżyłem rozczarowanie, bo kilka cech pozostało na zerowej wartości (nie można ich wklepać w edytorze), a te, których się nie uzupełni, nie zostaną określone nawet losowo. Dodatkowo można wpisać trenerów, nie znalazłem jednak żadnego przełożenia tego faktu na drużynę.
Dopiąłem jednak swego i stworzyłem dwie polskie ligi, a pliki z nazwiskami uzupełniłem o polskie. Co z tego, skoro w każdy polskim klubie grają zawodnicy bez polskich korzeni. Polaków na palcach jednej ręki można policzyć. Rozumiem, że autorzy nie dostali licencji na wykorzystanie prawdziwych nazw klubów i nazwisk zawodników, ale uniemożliwiając określenia narodowości piłkarzy w klubie to strzał do własnej bramki.
Błędów w Universal Soccer Manager 2 jest co niemiara i dziwi głównie to, że sporo ich odkryłem grając niedługo. Zmiana kontuzjowanego zawodnika musi odbywać się w określony sposób, bo w przeciwnym razie zmiennik nie wejdzie w ogóle na boisko. Pojawiająca się plansza z wyborem akcji znajduje się na tle określania taktyki, więc gdy robimy to drugie w momencie rozpoczęcia ataku na bramkę rywala, można coś przez pomyłkę kliknąć. Błędy w wyszukiwaniu graczy (nie pojawiają się ci co powinni) i szczególnie brak możliwości przedłużania kontraktów. To wszystko sprawia, że irytująca, grana w kółko ta sama, muzyka oraz niezbyt wyszukana grafika tylko pogarszają ocenę końcową. Jak jeszcze pomyślę, że ktoś miałby na to wydać 25 dolarów to nóż mi się w kieszeni otwiera. Albo producent nazwie tę wersję 0.9 beta, albo niech spróbuje się w innych kategoriach. I pomyśleć, że coś mnie ciągnęło, żeby grać w to przez tydzień... Chyba potrzebuję jakiegoś menedżera. Dobrego menedżera.