Rekordy online
Where\'s My Mickey?
Innowacje na rynku gier mobilnych ostatnio zauważalnie wyhamowały, zupełnie jakby twórcy uznali, że jedynym sposobem na wzrost przychodów jest kopiowanie najlepszych pomysłów z ostatnich pięciu lat.
Efekt tego taki, że odpalając którąś grę z kolei, nie możesz pozbyć się natrętnego uczucia déjà vu. Z drugiej strony – to, co powstaje, zaczyna prezentować naprawdę wysoki poziom.
Przynajmniej tak właśnie jest w przypadku Where's My Mickey.
Najkrócej rzecz ujmując, mamy do czynienia z wariacją na temat Where's My Water, w którym krokodyle i bagna zostały zastąpione przez Mikiego i nieco bardziej sympatyczne lokacje. Cel pozostał natomiast bez zmian: doprowadzić strumień wody do określonego celu, zbierając napotkane po drodze gwiazdki.
Kluczem rozgrywki jest jej różnorodność: twórcy zrobili naprawdę wiele, by każdy kolejny poziom miał w sobie coś interesującego. Zwykle są to jednak stosunkowo proste zagadki logiczne, wymagające przy tym odrobiny zręczności i refleksu. Nic wielkiego, ale na podróż tramwajem nadaje się idealnie, a odkrycie wszystkich zakopanych skarbów i wymaksowanie każdego "epizodu" z pewnością zajmie dobrych kilka godzin.
Całkowicie urzekła mnie oprawa graficzna, która ma w sobie coś ze starego Disneya, a jednocześnie wprowadza zdrowo dawkę szaleństwa typowego dla współczesnych kreskówek. Dziesiątki, jeśli nie setki drobnych animacji ukrytych w najróżniejszych zakamarkach gry daje wrażenie, że w swoją pracę ktoś włożył naprawdę sporo serca.
Odpowiedź na filozoficzne pytanie – grać czy nie grać – jest stosunkowo prosta. Jeśli znasz podobne tytuły i dobrze się przy nich bawisz, także Where's My Mickey przypadnie ci do gustu. W przeciwnym wypadku, zdania i tak nie zmienisz.