Pierwsza część Where's My Water? to jedna z najlepiej sprzedających się produkcji w historii App Store. Disney zarobił na niej grube miliony dolarów. Po co więc zdecydowano, by zamienić ją w kolejną produkcję free-to-play?

Być może jakieś korporacyjne szychy uznały, że będzie to jeszcze bardziej opłacalne finansowo. Jednak z mojej perspektywy ta urocza produkcja na takim zagraniu sporo straciła. Ciągłe namawianie do wydawania kasy jest frustrujące, a same ceny wzięto z kosmosu. 15 euro za wzrost paska energii? Come on! Mikrotransakcje w ogóle powinny zostać zabronione w produkcjach dla dzieci.

Pominąwszy jednak ową ciemną stronę, na którą developerzy nie mieli pewnie zresztą większego wpływu, Where's My Water? 2 spełnia wszystkie wymogi udanego sequela. Nikt nie starał się tu wymyślać koła na nowo: za to każdy element rozgrywki został usprawniony i jest teraz zabawniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

Cieszy zwłaszcza różnorodność zadań. Już na samym początku bierzemy udział w czymś na kształt wodnych wyścigów: musimy tak przekopywać się przez tunele, by woda cały czas znajdowała się w obrębie przesuwającego się ekranu. Każdy etap ma też swoją podkręconą wersję: musimy np. ukończyć go do góry nogami lub ominąć po drodze wszystkie kaczuszki. Dodajmy do tego odszukiwanie ukrytych przedmiotów, kilku bohaterów i Mystery Ducka. A właśnie, możemy połączyć się z Facebookiem i na bieżąco śledzić, jak bardzo łoją nam tyłki znajomi, którzy cierpią na nadmiar wolnego czasu. Dla każdego coś miłego.

Oprawa graficzna jest zbliżona do poprzedniej części, uwagę zwraca jednak znacznie większe stężenie animacji na metr kwadratowy: przerywniki filmowe wreszcie nie są statycznymi planszami, a sama akcja toczy się tym razem nie tylko w kanałach.

Mimo wszystko, Where's My Water? 2 pozostawia pewien niedosyt. Disney, zamiast skorzystać ze swojej pozycji i zaproponować coś innowacyjnego, postanowił podążyć za stadem. Efektem jest sympatyczna, wciągająca gra z mikropłatnościami. Bardzo dobra, ale mimo wszystko jedna z wielu.