Filmowcy przyzwyczaili nas, że zombich należy zabijać. Kiedy ktoś zostanie zamieniony w "żywego trupa", nie ma już szans stać się z powrotem normalnym człowiekiem. Okazuje się jednak, że przejście przez wrota piekieł (a raczej trzymanie się futryny, bo zombie nie są do końca umarli) nie oznacza braku możliwości powrotu. Sposób na odzyskanie ludzkiej postaci znalazł, wyglądający jak Teletubiś, bohater gry Zombiepox - kolejnej produkcji Free Lunch Design - tej samej firmy, której inny produkt, Alex the Allegator 4, był niedawno opisywany na naszych stronach.  Jak nietrudno się domyślić, w rolę nawracającego niewinne dusze wciela się gracz. Biegając po cmentarzu, rozrzuca mózgi (tak, to niestety prawda) pod nogi kroczących zombie, które dzięki temu odzyskują rumieńce. Nie wiem skąd te mózgi bierze, ale ma ich nieskończoną liczbę. Co ciekawsze, nawet gdy zombie go dotknie, będzie można paznokciami uczepić się wrót piekła (oczywiście w przenośni) i spróbować znaleźć jeden z wcześniej wyrzuconych mózgów, aby powrócić do szczytnego zadania. Niestety, jeśli po krótkim czasie zamiany w zombie, główny bohater nie wypełni się życiem, na zawsze pozostaje po tamtej stronie.  Kiedy już uda się przywrócić do życia wszystkich ludków na planszy, przenosimy się na kolejny, większy cmentarz o późniejszej porze, co sprawia, że postaci również jest więcej - konsekwentnie zwiększa się poziom trudności.  Zombiepox to chyba jedyna (a przynajmniej znana mi) gra, która traktuje zombie inaczej niż shotgunem i pałą. Nie oznacza to jednak, że zawiera jakiekolwiek wątki edukacyjne. Ot, zwykła zręcznościówka, jednak z miłą oprawą audiowizualną. Polecam dla rozluźnienia.