Destiny i problemy z DLC
Ile gracz ma prawo oczekiwać od twórców? Ile twórcy powinni dawać graczom? Zawirowania wokół Destiny sprawiły, że te pytania stały się bardziej aktualne niż kiedykolwiek.
Bug w najnowszej wersji gry sprawił, że część osób może podejrzeć na mapie świata, jakie misje i tryby zostaną udostępnione w nadchodzących, płatnych dodatkach. Co ciekawe, duża ich część została zawarta już na płycie z grą. Wychodzi więc na to, że Bungie / Activision chce, żebyśmy płacili dodatkowe pieniądze za coś, co prawdopodobnie mogłoby znaleźć się w podstawowej wersji gry.
Oczywiście nie jest to do końca prawda, bo szlifowanie DLC cały czas trwa (premiera pierwszego z nich planowana jest na grudzień), ale i tak cała sytuacja nie pozostawia najlepszego wrażenia. Zwłaszcza że Destiny, promowane jako rozbudowane połączenie shootera i MMO, jest w istocie zaskakująco ubogi. Ja sam, po trzech tygodniach zabawy (nie więcej niż godzinę dziennie) zaliczyłem prawie wszystko z tego, co gra ma obecnie do zaoferowania – poza raidem. Trudno oprzeć się wrażeniu (zwłaszcza po obejrzeniu materiałów przedpremierowych), że wiele treści zostały wyciętych na siłę, żeby tylko można je było później sprzedawać w formie płatnych rozszerzeń. Gdzie Old Chicago, które widzieliśmy ponad rok temu? Gdzie misje na Reef – lokacji, w której odpalane są tylko dwie cutscenki? Co z innymi planetami, po których biegamy na pojedynczych mapach w Crucible, a które poza tym nie oferują nic więcej?
Obecne szaleństwo DLC musi zostać ograniczone, bo negatywnie odbija się na reputacji developerów i zniechęca najwierniejszych graczy, którzy płacą za grę najwięcej i w ciemno (bo w dniu premiery), a dostają najmniej. Nikt przecież nie ma wątpliwości, że za rok do sklepów trafi Destiny Ultimate Pack albo coś w tym rodzaju – gra ze wszystkimi usprawnieniami i dodatkami, taka, jaka miała być od początku.
Informacje dodatkowe: