Jeśli jest jakaś granica przyzwoitości, Ubisoft właśnie ją przekroczył.

Jak odkrył serwis Gry-Online.pl, mapa w wydanym kilka dni temu Far Cry Primal jest po prostu przerobioną wersją terenów, które eksplorowaliśmy w „czwórce”. Zresztą zobaczcie sami, jak prezentują się rzeki i jeziora w obu tytułach – osadzonych, przypomnę, w zupełnie odmiennych od siebie częściach świata:

Podobieństwo jest uderzające – Ubisoft dokonał po prostu recyklingu swojej wcześniejszej pracy, żeby wypuścić szybciej na rynek nowy produkt.

Jesteśmy przyzwyczajeni, że sequele zapożyczają niektóre rozwiązania ze swoich poprzedniczek, że bazują na tej samej technologii, wykorzystują podobne mechanizmy rozgrywki i nie zaskakują nowatorskimi rozwiązaniami na każdym kroku – jednak tego rodzaju pójście na skróty jest po prostu niesmaczne. Oczywiście zabieg okazał się skuteczny, bo podobieństwo między mapami zostało zauważone dopiero po pewnym czasie, ale od gier AAA kosztujących 250 zł mamy prawo oczekiwać wysokich standardów. Zwłaszcza że – jeśli gracze się nie przeciwstawią – producenci będą coraz chętniej chodzili na skróty. Dziś przeszkadzają nam podobne mapy, jutro te same dialogi i rozwiązania fabularne, a za kilka lat będziemy się cieszyć, trochę jak fani FIFY, że w nowej, pełnopłatnej odsłonie naszej ulubionej serii dodano kilka animacji i nowy tryb z mikrotransakcjami. Jakoś smutno mi się robi na myśl o tym.

Nie chcę, żeby „gry z recyklingu” w ogóle przestały powstawać, bo rozumiem, że wielu osobom mógł np. nie pasować klimat Far Cry 4, a z chęcią zagra w coś podobnego, tyle że osadzonego w innych realiach. Myślę jednak, że powinny kosztować mniej, podobnie jak „dzieła” w stylu Króla Lwa 3, który od razu trafiały na VHS-y, bo nawet chciwy Disney z przełomu wieków miał w sobie na tyle przyzwoitości, by nie wciskać odgrzewanego kotleta, twierdząc, że to świeży, soczysty stek.

Informacje dodatkowe: