PAMIĘTAJ MNIE:
1 / 2 lewo
Jan Giemza
Dodany: 2016-12-29
Artykuł: Jan Giemza

INNE Z TEMATU

 

OPINIA: Pierwsza gwiazdka Overwatcha

 

Zakup Overwatch był jedną z moich najbardziej udanych growych inwestycji mijającego roku.

 

Wszystko dzięki Blizzardowi, który swoją strategię dopieszczania gier po premierze przeniósł na zupełnie nowy poziom. Inne tytuły studia otrzymują regularne aktualizacje, ale nie na taką skalę. Zresztą zobaczcie.

 

W zaledwie trzydzieści tygodni od premiery:

• dodano rankingowy tryb rywalizacji i rozegrano już prawie trzy sezony, w międzyczasie gruntownie zmieniając zasady;

• wprowadzono Salon Gier, czyli zestaw kilkunastu „Rozrób”, które modyfikują rozgrywkę w zaskakująco ciekawy sposób;

• dodano tryby 1v1 i 3v3,

• zorganizowano kilka świątecznych eventów z unikalnymi minigrami: wzorowany na Rocket League Lucioball, ochronę twierdzy przed falami przeciwników na Halloween i zimową bitwę na śnieżki Mei;

• wprowadzono dwie nowe bohaterki (Anę i Sombrę) i znacząco przeprojektowano Symmetrę;

• dodano dwie nowe mapy;

• rozbudowano łupy o kilkaset nowych skórek, animacji, prezentacji zagrań i graffiti;

• przebudowano interfejs gry i wprowadzono szereg ułatwiających życie opcji, np. „pozostań w drużynie”.

 

Całkiem nieźle, prawda?

 

Blizzard odniósł gigantyczny sukces głównie dzięki temu, że stworzył grę tak drastycznie odmienną od World of Warcraft. WoW jest gigantyczny i ociężały, a przez lata obrósł w tyle systemów, że naprawdę nieliczne jednostki zgłębiły wszystko, co gra ma do zaoferowania. (Wiecie, że wszystkie osiągnięcia zdobyła tylko jedna osoba na świecie?) Dlatego też wszelkie zmiany wymagają czasu i ogromnych nakładów pracy – obszerne dodatki powstają raz na dwa lata, a między nimi jeszcze nigdy nie udało się uniknąć przedłużonych okresów całkowitej ciszy.

 

Na tym tle Overwatch jest jak zwinna łania… Albo, używając innego określenia, jak Smuga na tle Reinhardta. Jak na tak gigantyczną korporację, gra wydaje się wprost niesłychanie uboga – i rzeczywiście, w okolicach premiery narzekano, że nie ma tu w zasadzie nic poza drużynową walką na kilkunastu mapach. Jednak takie właśnie skupienie pozwala Blizzardowi na szybkie zmiany i liczne eksperymenty. W efekcie, mało która gra wydaje się równie żywa jak właśnie Overwatch. Nawet Hearthstone rozwija się w dużo bardziej stateczny sposób.

 

Dlatego 200 zł wydane na Overwatch uważam za świetną inwestycję, bo w zasadzie nie ma tygodnia, żebym nie znajdował nowej okazji do odpalenia gry i rozegrania kilku meczów. I choć mój prywatny tytuł gry roku powędruje raczej do Uncharted 4, to z Nathanem Drakiem już dawno się pożegnałem, a Overwatch jeszcze przez lata będzie stałym gościem na mojej konsoli.


Informacje dodatkowe:

KOMENTARZE

Wynik działania (6 + 7):

Regulamin
Gość: