brak danych
Edytor poziomów, Rekordy online
A Man With a Monocle
Dobra platformówka jest towarem szczególnie poszukiwanym przez osoby niemające ochoty wnikać w fabułę i skomplikowaną klawiszologię oraz posiadające niewiele czasu, żeby się rozerwać przy komputerze. Sięgałem po "mężczyznę z monoklem" pełen nadziei na coś odmiennego od setek innych produkcji, w której zbiera się diamenciki i zabija wrogów. A co dostałem?
Początek, w którym opowiedziana jest pierwsza część fabuły, zapowiada się interesująco. Oto główny bohater, tytułowy facet z okularem, dowiaduje się, że w jego szkiełku zalęgła się dusza niejakiego Kaina (zbieżność imion przypadkowa) i prosi o pomoc w zdjęciu jakiejś klątwy. Mimo pytania o zgodę i czekania na odpowiedź jest ono retoryczne. Próba wycofania się z rozgrywki kończy się na niewidzialnej ścianie z lewej strony ekranu. A skoro nie ma innej drogi, witaj przygodo!
Nie wiem dlaczego, ale poszczególne części gry według mnie nie pasują do siebie. Co robi starszy, dystyngowany pan z okularem w lesie czy jaskiniach pełnych nieprzyjaznych stworzeń, zbierając kości? Mimo przewertowania całej instrukcji oraz forum gry, do teraz nie wiem dlaczego zbiera akurat kości, a nie np. monety czy jakieś świecidełka. W każdym etapie jest ich do zebrania konkretna liczba - jeśli uda się odnaleźć wszystkie, zostaje odnowione życie bohatera oraz dorzucona kość w kolorze złotym. Gdy w ekwipunku znajdzie się ich co najmniej 20, zostanie odblokowany inny tryb gry, lecz o tym później. Jeszcze słowo o przeciwnikach.
O ile glisty i fioletowe pełzaki mogę zrozumieć, ba, nawet wirujące ostre gwiazdki jakoś przejdą, to dlaczego po platformach biega czerwony i zielony pacman? Zróżnicowanie wrogo nastawionych, ale jednocześnie bezmyślnych, bo poruszających się z lewa do prawa i z powrotem, kreatur jest spore, ale każde z innej bajki. Większość z nich należy unieszkodliwić przez wskoczenie na głowę, są jednak takie, których dotknięcie grozi utratą jednego serduszka. Nigdzie w grze nie znajdziecie broni czy power-upów, więc od początku do końca będzie to jedyna broń Henry'ego.
Świat, który przemierza sterowany przez gracza człowiek na pierwszy rzut oka nie jest zbyt zróżnicowany. Wyróżnić można kilka (chyba pięć) kompozycji, różniących się kolorami i... no właśnie. Zestaw klocków w każdej krainie jest identyczny. Można to obrócić na plus przy tworzeniu plansz, jak np. w Happyland Adventures, bo tu także dostępny jest edytor. W praktyce ponad 55 etapów ma jedynie zmieniony układ platform. Nie ma specjalnych obiektów czy bossów. Żeby odnaleźć ukryte komnaty (są, a jakże!) trzeba obstukiwać każdą ścianę, która sprawia wrażenie ukrywania kości (jakkolwiek to brzmi). Niestety, znalazłem kilka miejsc, do których nie byłem w stanie dotrzeć w żaden znany mi sposób, przez to musiałem odejść niezbierając całego szkieletu. Wrócić się niestety nie da - plansze są zapisywane automatycznie na początku, a wybór konkretnej z nich jest niemożliwy. Dodać muszę słowo o "nieliniowej" ścieżce przechodzenia plansz. Czasem, aby przejść dalej, należy otworzyć drzwi. Klucz do nich, znajduje się w pewnym oddaleniu i nierzadko przyjdzie nam ponownie pokonywać znaną już trasę. Do tego w prawą stronę prowadzi często nie jedna, a dwie lub trzy drogi - jako że każda obfituje w kilka kości, przygotujcie się na zwiedzenie całego etapu.
W tle przygrywa klimatyczna, wyraźnie podkreślająca tajemnicę, muzyka. Jest skomponowana o tyle dobrze, że nie jest nachalna i bez problemu można słuchać jej podczas całej wędrówki. Dźwięki towrzyszące zbieraniu kości czy rozdeptywaniu stworków nie są rewelacyjne, ale spełniają swoje zadanie - nie kłują w uszy. Na plus przemawia także interesująca, rzadko spotykana w tego rodzaju grach, fabuła, choć nie twierdzę, że w tym wypadku przeważy szalę i spowoduje konieczność zakupu gry. Mimo to jest miłym dodatkiem.
Obiecałem jeszcze słowo o innych rodzajach rozgrywki. Poza możliwością wyboru poziomu trudności, który różni się zasobem zdrowia głównego bohatera, można jeszcze odblokować dwa dodatkowe tryby - kampania Charlesa (nie zdradzę kim jest Charles) oraz Żelazny Monokl. W tej pierwszej liczba żyć, w przeciwieństwie do zabawy standardowej, jest ograniczona złotymi kośćmi. Po ich utracie kończy się gra. Żelazny Monokl to wyzwanie dla najlepszych i najwytrwalszych graczy, gdzie nie ma automatycznego zapisu po każdy etapie. Więcej o nich przeczytacie w dołączonej instrukcji lub sami odkryjecie bezpośrednio w grze.
Jaki werdykt? Ocena widnieje na górze recenzji, więc tajemnicy nie będzie. Stawiam A Man With a Monocle w środku stawki - nic nadzwyczajnego, ale jakoś grać się nie odechciewa. Pod względem wykonania, przypomina mi, odmiennego od innych platformówek, Dirk Dashing z ręcznie rysowaną grafiką. Jeśli lubicie poskakać i nie boicie się poślęczeć przez taką grę kilku godzin przy monitorze, a aktualna cena promocyjna (do końca roku niecałe $5) nie stanowi dla was "być albo nie być" przez 3 dni, można się skusić na zakup i czekać na kolejne produkcje z Neogen2 Creations.