Rekordy online
Gone Home
Gone Home to bardzo udana produkcja, która jednak nie zasługuje na dziesiątki przyznawane ochoczo przez zachodnie media branżowe, zachowujące się, jakby miały do czynienia z objawieniem dekady.
Zwodzą zresztą nie tylko recenzenci, bo i sama gra wydaje się czym innym, niż jest w rzeczywistości. Zresztą spójrzcie na te screeny. Mi nieodparcie przywodzą one na myśl horror, zwłaszcza że akcja rozgrywa się w wielkim, pustym domu z dala od cywilizacji. W rzeczywistości jest to raczej słodko-gorzka opowieść o… I tu muszę się zatrzymać.
Cały sens 2-godzinnej rozgrywki w Gone Home sprowadza się właśnie do tego, by poznać jej sens, więc nie zamierzam go zdradzać. Z początku bowiem wszystko owiane jest tajemnicą. Wracamy po rocznym eurotripie do swojego domu, jednak jest on pusty. Rodzice wyjechali na wakacje, ale co z twoją siostrą Samanthą? I co takiego wydarzyło się w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy? To tajemnice własnej rodziny będziemy stopniowo odkrywać.
Gone Home trudno nazwać typową grą. Zadaniem gracza jest po prostu odwiedzanie kolejnych pomieszczeń gigantycznego domostwa i uważne oglądanie wszystkiego, co znajdzie się w zasięgu wzroku. Listy, notatki, okładki, przedmioty codziennego użytku itp., itd., etc. Jest ich mnóstwo. Opowieść rozwija się niejako sama, w formie dzienników Samanthy, rewelacyjnie zagranej przez Sarę Grayson. To właśnie one nadają szczególnego klimatu całej produkcji i sprawiają, że chodzenie po pustych pokojach nie nuży.
Czy jednak 19 euro (ponad 80 zł) to rzeczywiście dobra cena za niskobudżetową grę, której ukończenie zajmie mniej czasu, niż obejrzenie typowego filmu? Mam spore wątpliwości. Gone Home to ciekawe doświadczenie i dla osób zainteresowanych nietypowymi rozwiązaniami narracyjnymi w grach z pewnością pozycja obowiązkowa, pozostałym jednak radzę wstrzymać się do momentu, gdy cena spadnie o dwie trzecie.