brak danych
Rekordy online
Jables\'s Adventure
W grach (i nie tylko) istnieje swego rodzaju kult bohatera. Jakiś czas temu mieliście okazję pograć w parodię tego ujęcia pod postacią (Don't) Save the Princess!. Nie dziwota zatem, że kolejna gra traktuje o byciu bohaterem właśnie. Ale wcale nie jest powiedziane, że musi to być całkowicie poważne podejście.
W grze wcielamy się w postać piętnastoletniego chłopca imieniem Jables. Zostajemy obudzeni przez równie młodą ośmiorniczkę Squidrica (dla przyjaciół Squiddy), który przyczepia się do naszej głowy. Urocze. Twierdzi on, że jesteśmy – kim? – bohaterem! Nie pozostaje więc nic innego, jak wyruszyć w podróż. I tak zaczyna się nasza przygoda. Proste? A jakże. Widać tak też można zostać kimś.
Jables\'s Adventure nie jest ciężką i sztywną grą. Jej atmosfera jest nad wyraz lekka. Pierwsze, co dane nam będzie odczuć, to humor. Liczne dialogi prowadzone przez postacie tylko podtrzymują moje wrażenie na temat klimatu tej produkcji. Będzie on nam towarzyszył od początku aż do samiuśkiego końca. Mógłbym powiedzieć dokładnie, bo to aż się prosi, ale nie będę tego zdradzał. Sami się przekonajcie. Poszperajcie trochę tu i tam, odwiedźcie wszystkie lokacje. Bardziej są to takie smaczki niż regularne żarty. Trochę szkoda. Ale to i tak więcej niż zazwyczaj dostajemy.
Nie ma bohatera bez porządnego oręża. A że zaczynamy w miasteczku, to i sklep warto odwiedzić. Niestety, w grze nie ma waluty, więc nic sobie nie kupimy. Na szczęście sklepikarz zostawił parę rzeczy za miastem. Jak to dobrze z jego strony. Tylko jak on się dostał do takich miejsc? Mniejsza o to. Ważniejsze jest w tej chwili, co skrywają te kolorowe paczuszki. Nawet ładnie zapakowane. Przedmioty są trzy – a tylko dwa z nich dają nam dostęp do nowych lokacji. Czym jest zatem ten jeden? To broń oczywiście. Ale nie żaden BFG – po prostu pistolet na zjonizowane powietrze. Ponoć używają tego pracownicy zoo. My za to wykorzystamy to dobrodziejstwo na przeróżnej maści galaretach, jaszczurkach, ptakach, nietoperzach, rybach i czym tam jeszcze. Tak, działa nawet pod wodą. Ognistego miecza nie przebije, ale się stara.
Gdy już zdobędziemy Pistolet Huraganu, niestraszne nam będą kolejne obszary. Warto jednak zaznaczyć jedną, dość ważną cechę Jables\'s Adventure. W czym rzecz. Nie jest to platformówka typu Cave Story, ale przyjazny odstresowywacz i zabawka. Oprócz paska życia nie ma tu żadnej innej statystyki, a wrogowie odradzają się po ponownym wkroczeniu na planszę (tak, wiem). Co więcej, każdego przeciwnika można pozbyć się kilkoma strzałami. Nic nadzwyczajnego. Będziemy więc iść przed siebie i pruć do wszystkiego, co się rusza – lub omijać wszystkie pełzające żyjątka. Bez różnicy, efekt będzie taki sam. Co jakiś czas staną nam na drodze silniejsi oponenci – i tylko oni tak w zasadzie powstrzymają nas przez przejściem gry na jednym oddechu. A nie, przepraszam, skłamałbym. Jest jeszcze etap z kolcami. W przytoczonym Cave Story widziałem już lepszy. Ale doceniam inicjatywę.
Jest jedna taka rzecz, która uderzyła mnie już przy oglądaniu zapowiedzi. Grafika. O ile do wykonania postaci nie mogę się przyczepić, to w przypadku teł i gruntu już to zrobię. Jak na mój gust można było bardziej się przyłożyć i narysować coś konkretnego, nie tylko ograniczyć się do wierzchniej warstwy, resztę pokrywając ciemnością. To samo zobaczymy też na dalszym planie. Wyjątek stanowią tu jaskinie, ale one znowu nie są aż tak wielkie. Otwarte przestrzenie wymagają moim zdaniem remontu. Ale takich zmian nie ma już co oczekiwać, niestety. Druga strona kartki, czyli muzyka, jest przyzwoita. Pod warunkiem oczywiście, że lubi się pobrzdąkiwanie w stylu retro. Małe gry niezależne zdążyły nas już jednak przyzwyczaić do tej praktyki. Także standard.
Grając w Jables\'s Adventure szczerze powiedziawszy trochę się zawiodłem. Gra powstawała przez rok, a według oficjalnego zegara kończy się po pół (do całej) godzinie. Jej zawartość także mogłaby być większa – nie można się oprzeć wrażeniu prostoty. Za to wszystko ciąłem notę. Zostało tylko tak na średnią ocenę. Z jednej strony to trochę mało, ale więcej dać nie mogę. Może innym razem?