brak danych
Rekordy online
Plasma Warrior
Gry, tak jak każda dziedzina, ewoluują. Przeszły długą drogę od bardzo prostego Ponga do dzisiejszych cudów technologicznych, których świat coraz bardziej przypomina ten spoza ekranu monitora. Niestety, w owym biegu postępu zatracają się wartości takie jak klimat czy chociażby grywalność. Jak już wielokrotnie powtarzałem, stare produkcje, mimo, iż są brzydsze i mniej złożone, są pod tymi względami lepsze. Dlatego ich życie „przedłużają” autorzy gier freeware, takich jak Plasma Warrior.
Plasma Warrior to klasyczny platformowy shooter rozgrywający się w kosmosie. Zadaniem gracza jest, kierując robotem bojowym, rutynowa eksploracja planety wydobywczej. Nietrudno się domyślić, że coś się tam stało, a my będziemy musieli zapobiec dalszym obrotom spraw. Phi, rutynowa – to samo mówili załodze Nostromo, a wiadomo jak to się skończyło. Skoro już o tym mowa, autor zaczerpnął kilka elementów z serii „Obcych”, ale o tym później. Rozgrywka w pewnym stopniu przypomina (przynajmniej mnie) klasycznego Metroida, ze względu na sposób poruszania, strzelania czy podobną tematykę. Nawet przedstawiony świat jest podobny, z tą różnicą, że tutaj platformy składają się z metalu i cały świat wygląda na wykonany w ASCII. W Plasma Warrior brak jest jakiegokolwiek określonego celu... no, oprócz rozwalania wszystkiego co się rusza, w końcu kierujemy dosłowną maszyną do zabijania. Jedyną możliwością pchnięcia rozgrywki do przodu jest przeszukiwanie sektorów w nadziei, iż natkniemy się na coś ciekawego, najczęściej ulepszeń (ogień ciągły czy wyższy skok) i kart, którymi otwieramy kolejne sektory. Tak przedstawia się schemat grania w Plasma Warrior: szukaj i niszcz, kolejność dowolna. Nie muszę chyba mówić, iż po pewnym czasie robi się to nudne, ale czy nie tych rzeczy oczekujemy od strzelanki? Celem w tego typu grach jest niszczenie, a ten tytuł radzi sobie z tym całkiem nieźle.
Jeśli masz jeszcze jakiekolwiek wątpliwości do kogo można strzelać w opuszczonej kopalni na innej planecie, rozjaśnię je mówiąc, że naszym wrogiem są kosmici, którzy są bardzo podobni do wcześniej wspomnianych xenomorphów. Oczywiście, występują także inni oponenci, tacy jak ciągle plujące w dół sufitowe pasożyty, ale to właśnie te pokrętne kreatury spotykamy najczęściej. Są one zarówno trudne (co tyczy się również reszty), ale i łatwe do pokonania. Tak jak ich protoplaści, obcy skaczą po ścianach niczym Książe Persji i równie szybko biegają. Ich problem tkwi w tym, iż przy strzelaniu doń zastygają w powietrzu, przez co eksterminacja przebiega bez większych problemów. „W czym więc trudność?”, zapytacie. Otóż te maszkary cały czas wracają do tego samego miejsca! Wynika to z czystej niekompetencji autora, a nie chęci podniesienia poziomu trudności. Jeśli cokolwiek nas dotknie podczas przeprawy przez następne etapy, tracimy jedno... życie. Tak, dokładnie, tak kupa złomu, którą kierujemy jest tak słaba, że przejście obok wroga kończy się destrukcją. Widać jednak, że autor miotał się między kilkoma opcjami, wybierając ostatecznie tą. Można wywnioskować to z faktu, iż występują tu apteczki, które jak wiadomo nie wrócą życia (ba, w tym przypadku je klonują!), szczególnie jeśli mowa o robocie bojowym.
Grafika jest taka, jaką ją opisywałem poniżej – pikselowa, wyglądająca jak żywcem wyjęta z Commodore’a 64, gdzie występuje tylko kilka kolorów. Muzyka jest niezwykle klimatyczna, to jeden z elementów, który znowu przypomina mi Metroida.
Plasma Warrior to niezła strzelanka science fiction (z większym naciskiem na fiction) w starym, dobrym stylu. Jeśli lubisz stare gry, powinieneś ją ściągnąć od razu.
1