Rekordy online
Quarantine
Moja przygoda z Quarantine zaczęła się burzliwie. Najpierw Chrome odmówił pobrania pliku, twierdząc, że to jakiś złośliwy *.exe, który wyrządzi na moim komputerze nieodwracalne szkody. Potem z podobnym przesłaniem przemówił do mnie Windows. Lekko zniechęcony, upewniłem się, że twórca John T. nie zamierza jednak wypuścić na mnie złośliwego wirusa i odpaliłem grę.
Ekran zrobił się czarny. Zaszumiał.
Trafiłem do więzienia.
Quarantine to esencja minimalizmu: nikt nie wytłumaczy ci, jak w to grać, dopóki sam się nie zorientujesz. Nie należę do osób nadmiernie światłych, więc w tym momencie byłem już naprawdę bliski popełnienia alt+f4, cichy głos szepnął mi jednak do ucha: "bądź człowiekiem, daj szansę". No więc dałem.
Dwadzieścia minut później, bo mniej więcej tyle czasu potrzebujesz, by ukończyć Quarantine, uznałem, że jednak warto słuchać głosów w swojej głowie. (O ile oczywiście nie namawiają cię do założenia rewelacyjnej dziesięcioletniej lokaty bez możliwości wcześniejszego wypłacenia środków).
Twój cel w tej niewielkiej grze jest prosty: wydostać się z więzienia. Gorzej z egzekucją planu. Widzisz te światełka na screenie? Musisz we właściwej kolejności dotrzeć do każdego z nich – problem w tym, że przejść blokują czerwone i niebieskie kwadraty. Z pomocą klawisza X naprzemiennie wypełniasz je kolorem – wówczas, jak łatwo zgadnąć, da się je wykorzystać jako podłoże. Odrobina pomyślunku i zręczności wystarczy, by dostać się na najwyższe poziomy.
Być może trochę zagmatwałem, dlatego na koniec ograniczę się do prostego, łopatologicznego przekazu: jeśli lubisz króciutkie, ale ciekawie pomyślane gry, zagraj w Quarantine. I nie bój się wirusa – bo go tam nie ma.
Chyba.