Procesor 450 MHz, 64 MB RAM, Internet Explorer 5.0+
Rekordy online
Tradewinds
Gry handlowe można zrobić stosunkowo łatwo. Takie, które nie uwzględniają pewnych skomplikowanych procesów, takich jak stabilność rynku czy wahania koniunktury są dość małym wyzwaniem dla programistów i największy problem stanowi grafika. Wstępem tym nie chcę umniejszać umiejętności autorów, jednak robienie gry, która nie ma w sobie głębi, a jej rozbudowanie pozwala na swobodną konwersję do wersji dla telefonów komórkowych, wg mija się z celem. Tradewinds jest taką właśnie grą. Grafika stoi na poziomie powyżej średniej, ale to konieczność w przypadku gier, za które autorzy chcą pieniądze. Gracz wciela się w żądnego przygód osobnika, którego celem jest zdobycie jak największej fortuny w możliwie krótkim czasie. Do wyboru są cztery postacie (dwie w wersji demo), dwóch kupców i dwoje piratów. Od tego wyboru zależeć będzie czy wzbogacimy się na handlu czy na walkach na morzu. Na mapie, po której przyjdzie szukać szczęścia znajdują się cztery miasta. Odległość między nimi nie ma znaczenia, bowiem podróż z jednego do drugiego trwa miesiąc (turę), podczas której nasz okręt może zostać zaatakowany przez piratów. W każdym mieście znajdziemy kilka budowli (lecz nie wszystkie są wszędzie) - plac targowy, stocznia, magazyn (można wynająć), bank, lokalne władze, lichwiarz, czyli mniej więcej to, co mieliśmy w "Pirates!" Sida Meiera. Handel odbywa się przez zakup towarów w jednym mieście (4 rodzaje towarów) i sprzedanie w drugim. Ich ceny wahają się w pewnych granicach i zmieniają każdego miesiąca. Tradewinds jest dla mnie zbyt mało rozbudowana, by płacić za nią 19,99$. Przy 60 miastach, konkretnej gospodarce i większej liczbie towarów, to mogła by być poważna pozycja dla fanów "handlówek". Tymczasem zalicza się jedynie do powierzchownych gier do telefonów, a za darmo można grać w nią tylko przez godzinę.
1