AVBN is the best
AVGN to najlepszy gracz na swiecie
klimat AVGN
komentarze
przeciwnicy
oprawa audiowizualna
poziomy
mniejsze niedoróbki
INFORMACJE
Gatunek: Platformowe
Licencja: freeware
Data wydania: 2008
Pobrań: 960
Producent: Eric Ruth
Wymagania sprzętowe:
dowolny komputer z klawiaturą
dowolny komputer z klawiaturą
Dodatkowe opcje:
Rekordy online
Rekordy online
Język: Angielski
INNE Z TEMATU
AVGN: Angry Video Game
OCEŃ
"He's gonna take you back to the past..."
Dzisiaj jestem najszczęśliwszym recenzentem gier na świecie. Dlaczego? Nie dlatego, że to najdłuższy tytuł jaki widziałem na VG. Powodem jest fakt, iż, moim zdaniem, najlepszy internetowy komik i mój idol zarazem - James Rolfe, znany w szerszych kręgach jako Angry Video Game Nerd (lub Angry Nintendo Nerd), obrzucający błotem kiepskie tytuły na stare konsole recenzent o wyglądzie, no właśnie, kujona, wystąpił w grze komputerowej! Czy jednak autor spełnił oczekiwania fanów? Czy pokazał to, co w nim najlepsze?
Przed przeczytaniem recenzji muszę przypomnieć, iż nie jest to produkcja dla dzieci - występują tutaj przekleństwa w języku angielskim. Fakt, że zapewnie 70% z nich nie zrozumiałoby wypowiadanych tam sentencji nie upoważnia mnie do tego, by nie walnąć tej grze stemplem z liczbą 18+. Jeśli zaś spełniasz wymogi, radzę obejrzeć jeden z jego filmów, można je znaleźć za pomocą wszechmocnych Google lub na YouTube, bez tego całość nie będzie niczym innym niż średniej jakości platformówką. Sądzę, ze pytania "dlaczego akurat taki typ a nie inny?" są bezsensowne. W latach osiemdziesiątych, czyli w czasach świetności konsoli NES, przodował właśnie ten gatunek. Dodatkowo, AVGN: Angry Video Game jest stylizowana właśnie na takie czasy. Dzięki temu poziomy mają swój klimat, a AVGN przypomina tutaj Megamana, co, zapewne, było założeniem autora.
O ile często brak fabuły podsuwa mi myśl wypalenia płyty z ową grą i wrzucenie jej do mikrofalówki, teraz nie przyszłoby mi to nawet do głowy. Dlaczego? Ponieważ całość jest uzbrojona po zęby w wypowiedzi samego Jamesa Rolfe'a! Tak, dokładnie - grając w AVGN: Angry Video Game mamy uczucie, iż oglądamy kolejną wideorecenzję, lecz tym razem to my przejmujemy stery. Uważam, iż jest to niezwykle genialny pomysł - rozgrywka inaczej skonstruowana nie byłaby tak zabawna. Oczywiście nie obrzuca jej błotem tak, jak recenzowane przezeń tytuły, w końcu jest o nim, ba, przyznaje się nawet, że ją lubi. Nie oznacza to jednak, iż jest grzeczny i wysławia się kulturalnie - zachował wszystkie, znane z poziomu swej wściekłości, nawyki, nie miał tylko zbyt wielu szans na ich wykorzystanie. Należy przyznać, że jego krótkie wywody na temat przeciwników czy poziomów są dużo lepsze niż fabuła, w której James przenosi się do innego wymiaru czy zostaje wciągnięty do świata starych gier (co zresztą zostało już przezeń wykorzystane).
Skoro już wspomniałem o rywalach naszego dzielnego kujona, wypadałoby rozwinąć ten temat. Wiem, że nie i tak naprawdę mógłbym zacząć pisać o czymś zupełnie innym, ale daje mi to możliwość płynnego przejścia i rozpoczęcia nowego akapitu. Dlatego, proszę was, załóżcie, że tak jest, dobra? Dziękuję. By zdobyć swój cel, którym jest... no właśnie, co? Tak naprawdę nie ma tu innego celu niż rozwalenie wszystkich przeciwników na mapie, słuchania komentarzy Jamesa i skopanie tyłka bossowi. Jeśli chcecie wiedzieć, jak wyglądają przeciwnicy, muszę ponownie zagłębić się w świat AVGN. Jego zdaniem, podobnie zresztą jak i moim, źle dopasowani rywale są dużym minusem. Czy wyobraziłbyś sobie, że w egranizacji "Friday The 13th" zabijasz węże, pająki, szkielety i zombiaki? Producenci musieli albo opacznie zrozumieć treść filmu, albo początkowo miała to być zupełnie inna gra. Autor AVGN: Angry Video Game, dokładnie oglądając filmografię owego pana, stworzył podobnie dziwną bandę stworów, a nawet lepszą. Działo, czerwona ryba z wyświetlaczem na pasie, gitara-helikopter strzelająca kulami, sterowiec zrzucający bomby czy wodolot-łódź podwodna w kształcie rekina. Co jak co, ale trzeba mu przyznać, że wywiązał się z zadania. W czasie pobierania AVGN: Angry Video Game zastanawiałem się czym będzie walczył nasz dzielny bohater. Gamepadem od NESa, niczym biczem z Castlevanii? Rękawicą "Power Glove"? Może po prostu będzie nań skakał niczym bracia Mario? Nic z tych rzeczy. Okazało się, iż do eksterminacji używa tego, co pozwala mu zapomnieć o idiotycznych grach - Rolling Rock, słynne piwo w zielonych butelkach. Może nim rzucać z prędkością światła w dwóch kierunkach, a mianowicie przed siebie i lekko w górę. Zapomnij jednak, iż przejście przez cały poziom bez większego uszczerbku będzie łatwe - gra jest naprawdę trudna, i mam na myśli "TRUDNA". Pokonanie bossa z reguły pochłania jedno życie, a znalezienie zastępczego czasami graniczy z cudem.
Poziomy w AVGN: Angry Video Game są nieźle wykonane - każdy posiada swój charakterystyczny klimat i jest ich stosunkowo dużo jak na grę freeware. Są skonstruowane tak, jak być powinny w porządnej platformówce. Mimo to zawierają kilka błędów, które potrafią obrzydzić całość. Przykładów jest wiele, lecz podam tylko kilka. Nie będę się rozwodził nad tym, dlaczego James chodzi równie zwinnie pod wodą co na lądzie i rzuca butelkami równie szybko, gdyż nie ma to sensu. Denerwują mnie za to wady pierwszego poziomu. W pewnym momencie musimy wykonać jeden z wielu skoków po dachach budynków. Jest tylko jeden problem - nie widać powierzchni na którą mamy skoczyć! Skąd gracz ma wiedzieć jak długo trzymać prawy kursor, skoro nie wie czy dach nie jest krótki i nie przeleci nad nim? Inna kwestia to balony, lecz jest to raczej kwestia trudności niż wady poziomu. Podczas normalnej już sytuacji przeskoku często naszą drogę toruje sterowiec, który przyleciał ni stąd ni z owąd - dotykamy go i dzięki temu spadamy w bezdenną przepaść Rock 'n' Roll City.
Grafika jest ponadczasowa, czyli, krótko mówiąc, stara. Oczywiście jest to, jak już mówiłem, specjalny zabieg, mający imitować stare produkcje. Jeśli chodzi o dźwięki, nie można nic o nich złego powiedzieć - hymn AVGN w wersji polifonicznej melodyjki czy tła muzyczne wypadają wspaniale, nie mogłoby się bez nich obyć.
AVGN: Angry Video Game to wielka gratka dla fanów - pierwszy raz to oni mogą tworzyć swoje ulubione filmiki i słuchać komentarzy Jamesa odnośnie swoich ruchów. Chyba właśnie ten atut przyciągnie rzesze ludzi do tego tytułu. Autor mówi, iż wyda kolejną część. Miejmy nadzieję, że nie kłamie.
Dzisiaj jestem najszczęśliwszym recenzentem gier na świecie. Dlaczego? Nie dlatego, że to najdłuższy tytuł jaki widziałem na VG. Powodem jest fakt, iż, moim zdaniem, najlepszy internetowy komik i mój idol zarazem - James Rolfe, znany w szerszych kręgach jako Angry Video Game Nerd (lub Angry Nintendo Nerd), obrzucający błotem kiepskie tytuły na stare konsole recenzent o wyglądzie, no właśnie, kujona, wystąpił w grze komputerowej! Czy jednak autor spełnił oczekiwania fanów? Czy pokazał to, co w nim najlepsze?
Przed przeczytaniem recenzji muszę przypomnieć, iż nie jest to produkcja dla dzieci - występują tutaj przekleństwa w języku angielskim. Fakt, że zapewnie 70% z nich nie zrozumiałoby wypowiadanych tam sentencji nie upoważnia mnie do tego, by nie walnąć tej grze stemplem z liczbą 18+. Jeśli zaś spełniasz wymogi, radzę obejrzeć jeden z jego filmów, można je znaleźć za pomocą wszechmocnych Google lub na YouTube, bez tego całość nie będzie niczym innym niż średniej jakości platformówką. Sądzę, ze pytania "dlaczego akurat taki typ a nie inny?" są bezsensowne. W latach osiemdziesiątych, czyli w czasach świetności konsoli NES, przodował właśnie ten gatunek. Dodatkowo, AVGN: Angry Video Game jest stylizowana właśnie na takie czasy. Dzięki temu poziomy mają swój klimat, a AVGN przypomina tutaj Megamana, co, zapewne, było założeniem autora.
O ile często brak fabuły podsuwa mi myśl wypalenia płyty z ową grą i wrzucenie jej do mikrofalówki, teraz nie przyszłoby mi to nawet do głowy. Dlaczego? Ponieważ całość jest uzbrojona po zęby w wypowiedzi samego Jamesa Rolfe'a! Tak, dokładnie - grając w AVGN: Angry Video Game mamy uczucie, iż oglądamy kolejną wideorecenzję, lecz tym razem to my przejmujemy stery. Uważam, iż jest to niezwykle genialny pomysł - rozgrywka inaczej skonstruowana nie byłaby tak zabawna. Oczywiście nie obrzuca jej błotem tak, jak recenzowane przezeń tytuły, w końcu jest o nim, ba, przyznaje się nawet, że ją lubi. Nie oznacza to jednak, iż jest grzeczny i wysławia się kulturalnie - zachował wszystkie, znane z poziomu swej wściekłości, nawyki, nie miał tylko zbyt wielu szans na ich wykorzystanie. Należy przyznać, że jego krótkie wywody na temat przeciwników czy poziomów są dużo lepsze niż fabuła, w której James przenosi się do innego wymiaru czy zostaje wciągnięty do świata starych gier (co zresztą zostało już przezeń wykorzystane).
Skoro już wspomniałem o rywalach naszego dzielnego kujona, wypadałoby rozwinąć ten temat. Wiem, że nie i tak naprawdę mógłbym zacząć pisać o czymś zupełnie innym, ale daje mi to możliwość płynnego przejścia i rozpoczęcia nowego akapitu. Dlatego, proszę was, załóżcie, że tak jest, dobra? Dziękuję. By zdobyć swój cel, którym jest... no właśnie, co? Tak naprawdę nie ma tu innego celu niż rozwalenie wszystkich przeciwników na mapie, słuchania komentarzy Jamesa i skopanie tyłka bossowi. Jeśli chcecie wiedzieć, jak wyglądają przeciwnicy, muszę ponownie zagłębić się w świat AVGN. Jego zdaniem, podobnie zresztą jak i moim, źle dopasowani rywale są dużym minusem. Czy wyobraziłbyś sobie, że w egranizacji "Friday The 13th" zabijasz węże, pająki, szkielety i zombiaki? Producenci musieli albo opacznie zrozumieć treść filmu, albo początkowo miała to być zupełnie inna gra. Autor AVGN: Angry Video Game, dokładnie oglądając filmografię owego pana, stworzył podobnie dziwną bandę stworów, a nawet lepszą. Działo, czerwona ryba z wyświetlaczem na pasie, gitara-helikopter strzelająca kulami, sterowiec zrzucający bomby czy wodolot-łódź podwodna w kształcie rekina. Co jak co, ale trzeba mu przyznać, że wywiązał się z zadania. W czasie pobierania AVGN: Angry Video Game zastanawiałem się czym będzie walczył nasz dzielny bohater. Gamepadem od NESa, niczym biczem z Castlevanii? Rękawicą "Power Glove"? Może po prostu będzie nań skakał niczym bracia Mario? Nic z tych rzeczy. Okazało się, iż do eksterminacji używa tego, co pozwala mu zapomnieć o idiotycznych grach - Rolling Rock, słynne piwo w zielonych butelkach. Może nim rzucać z prędkością światła w dwóch kierunkach, a mianowicie przed siebie i lekko w górę. Zapomnij jednak, iż przejście przez cały poziom bez większego uszczerbku będzie łatwe - gra jest naprawdę trudna, i mam na myśli "TRUDNA". Pokonanie bossa z reguły pochłania jedno życie, a znalezienie zastępczego czasami graniczy z cudem.
Poziomy w AVGN: Angry Video Game są nieźle wykonane - każdy posiada swój charakterystyczny klimat i jest ich stosunkowo dużo jak na grę freeware. Są skonstruowane tak, jak być powinny w porządnej platformówce. Mimo to zawierają kilka błędów, które potrafią obrzydzić całość. Przykładów jest wiele, lecz podam tylko kilka. Nie będę się rozwodził nad tym, dlaczego James chodzi równie zwinnie pod wodą co na lądzie i rzuca butelkami równie szybko, gdyż nie ma to sensu. Denerwują mnie za to wady pierwszego poziomu. W pewnym momencie musimy wykonać jeden z wielu skoków po dachach budynków. Jest tylko jeden problem - nie widać powierzchni na którą mamy skoczyć! Skąd gracz ma wiedzieć jak długo trzymać prawy kursor, skoro nie wie czy dach nie jest krótki i nie przeleci nad nim? Inna kwestia to balony, lecz jest to raczej kwestia trudności niż wady poziomu. Podczas normalnej już sytuacji przeskoku często naszą drogę toruje sterowiec, który przyleciał ni stąd ni z owąd - dotykamy go i dzięki temu spadamy w bezdenną przepaść Rock 'n' Roll City.
Grafika jest ponadczasowa, czyli, krótko mówiąc, stara. Oczywiście jest to, jak już mówiłem, specjalny zabieg, mający imitować stare produkcje. Jeśli chodzi o dźwięki, nie można nic o nich złego powiedzieć - hymn AVGN w wersji polifonicznej melodyjki czy tła muzyczne wypadają wspaniale, nie mogłoby się bez nich obyć.
AVGN: Angry Video Game to wielka gratka dla fanów - pierwszy raz to oni mogą tworzyć swoje ulubione filmiki i słuchać komentarzy Jamesa odnośnie swoich ruchów. Chyba właśnie ten atut przyciągnie rzesze ludzi do tego tytułu. Autor mówi, iż wyda kolejną część. Miejmy nadzieję, że nie kłamie.
KOMENTARZE
Gość
+0
2008-10-17 12:54:14
Gość
+0
2008-09-04 00:56:42
AVGN moj idol xD Love love xD
Gość
+0
2008-02-29 19:26:01
Na you tube i screwattac obejrzałem wszystkie wiedorecki są świtne, gra też dla bardziej zagorzałych polecam obejrzeć odcinki Shitpictckkle.
Gość
+0
2008-02-29 15:50:19
To ma 109 MB ?! Może mi ktoś wytłumaczyć jak ??
[Przez dźwięki (komentarze, muzyka, efekty) i jeden filmik. - Questor]
[Przez dźwięki (komentarze, muzyka, efekty) i jeden filmik. - Questor]
Gość
+0
2008-02-29 09:45:49
Fanów AVGN zachęcać nie trzeba :-) 5/5
Gość
+0
2008-02-29 08:29:08
Gra jest naprawdę fajna! Polecam ją każdemu fanowi platformówek...
+ Za Grafika bo daję klimat
+ Za Dźwięki bo dają klimat
i
+ Za Grywalność bo cholernie wciąga
+ Za Grafika bo daję klimat
+ Za Dźwięki bo dają klimat
i
+ Za Grywalność bo cholernie wciąga
1