Kilku graczy przy 1 komputerze, Rekordy online
Divinity: Original Sin
Gdybym grał sam, byłby to dość zwykły RPG, który porzuciłbym po kilku godzinach. Jednak dzięki genialnemu trybowi kooperacji, zapewnił mnie i mojej drugiej połówce kilkadziesiąt udanych wieczorów.
Dobrych gier, które pozwalają bawić się dwóm osobom przy jednym ekranie, jest jak na lekarstwo. I też zwykle są to specyficzne gatunki, jak platformówki, bijatyki lub gry sportowe. Ale żeby tak dostać pełnokrwistego RPG-a? Toż to prawdziwy ewenement.
Każdy z graczy wciela się w jednego bohatera i może przyłączyć jeszcze po jednej postaci do swojej ekipy. Kolejne zadania wykonuje się wspólnie, chociaż bardzo często twórcy bawią się faktem, że na drugim końcu pada znajdują się różne osoby. Dlatego podczas rozmowy można się nawet… pokłócić. Wygrywa wówczas ten, kto lepiej sprawdzi się w nieśmiertelnym „papier-nożyce-kamień”. Również walka może szybko przybrać nieoczekiwany obrót, gdy stojący w kałuży bohater zostanie przypadkowy muśnięty naelektryzowaną strzałą…
Oczywiście podróżowanie w tandemie ma też swoje dobre strony: dzięki specjalnym artefaktom, można szybko przeteleportować się do drugiej osoby, nawet jeśli ta znajduje się w zupełnie innym miejscu. Dużo przyjemniejsze są też wyprawy do miasta: jedna osoba może zajmować się identyfikacją i naprawą przedmiotów, a w tym czasie druga sprzedaje rupiecie lub… robi obiad.
Rozgrywka przypomina nieco klasyczne Fallouty: widok izometryczny, ruch w czasie rzeczywistym, walka w turach. Nie brzmi to rewolucyjnie i w istocie takie nie jest, ale dzięki świetnie zaprojektowanemu systemowi żywiołów, każda walka budzi emocje. Jak już wspomniałem, woda przewodzi prąd i gasi ogień, ogień tworzy parę wodną i powoduje wybuch oparów, opary mogą zarazić każdą osobę, która w nie wejdzie… Podobnych zależności są dziesiątki, a umiejętne ich wykorzystanie pozwala wyjść zwycięsko nawet z beznadziejnie nierównego starcia. Z drugiej strony, zwykły szkielet potrafi zdziesiątkować twoją drużynę, jeśli uderzy w niefortunnie umieszczoną wybuchającą beczkę.
Larian Studios udało się stworzyć świat, który na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym, jednak stopniowo kradnie twoje serce. Przykładowo, w grze można porozmawiać z każdym zwierzęciem (pożytecznymi rozmówcami są zwłaszcza szczury), a niektóre z nich zlecają ci nawet questy (!). Obok poważnych zadań, w których na szali położono losy świata, mnóstwo jest perełek w stylu historii Włodka Życzliwego-Studzińskiego i jego brata Władka, uwięzionego w innym wymiarze. Czy wspomniałem, że Włodek, zleceniodawca questa, jest studnią?
Przyczepić się mogę do dość słabo wyważonego poziomu trudności. W moim (naszym) przypadku poziom normalny wydawał się momentami zbyt przegięty, z kolei na łatwym porażki w zasadzie się nie zdarzały. Konsolowy interfejs nie zawsze sprawdza się zbyt dobrze: widać, że jest to po prostu tłumaczenie z klawiatury / myszy na język pada, a nie rozwiązanie stworzone od podstaw z myślą o konsoli. Absurdalne jest na przykład okno dialogowe, które zasłania cały ekran, przez co nie można nawet zobaczyć, jak wygląda twój rozmówca. Nie żeby dialogi były szczególnie wybitne: niestety bliżej im do Fallouta 4 niż Wiedźmina. Zdarza się również, że twórcy niezbyt jasno komunikują, co należy zrobić, aby popchnąć fabułę do przodu, zwłaszcza przy zadaniach pobocznych.
Ogółem jednak Divinity: Original Sin to świetny RPG, w którym na każdym kroku widać pasję twórców i chęć stworzenia czegoś wyjątkowego. Nie zawsze się to udaje, ale jeśli masz chętnego do wspólnej gry, trudno o lepszy zakup.