Gra może i jest w rozdzielczości 320x240, ale istnieje możliwość przełączenia jej do fullscreena. Powinieneś wpierw pobrać grę, dopiero później komentować ;].
Co do samej gry, to osobiście nawet mi się podobała. Trochę jak remake Zeldy, tyle że tu, zamiast dodatkowego ekwipunku mamy wspomniane zaklęcia. Gierka naprawdę niezła i spokojnie zasługuje na dobrą ocenę ;]
system magii
oprawa
urozmaicona zagadkami
u niektórych problem z muzyką
INFORMACJE
Gatunek: Zręcznościowe
Licencja: freeware
Data wydania: 2006
Pobrań: 2484
Producent: Buster
Wymagania sprzętowe:
CPU 300MHz, DirectX 7
CPU 300MHz, DirectX 7
Dodatkowe opcje:
Rekordy online
Rekordy online
Język: Angielski
INNE Z TEMATU
Guardian of Paradise
OCEŃ
Dopiero co napisałem coś na temat łączenia gatunków w dzisiejszych grach. Widać zrobiłem to w czas, bo i tym razem musiałbym powiedzieć to samo. Teraz miałem do czynienia z nieco inną mieszanką – co nie oznacza bynajmniej, że gorszą. Tylko czemu na takich mariażach najlepiej wychodzą zręcznościówki?
Ile to razy słyszeliście o bliskiej osobie, która zapadła na ciężką chorobę, a jedyne lekarstwo znajduje się w odległej, magicznej krainie? Pomijając już fakt kontrastu (bliska – daleka), jest to dość znana kanwa. A jak to wygląda w Guardian of Paradise? Rodzeństwo, Tela i Tewa, mieszka w małej osadzie. Pewnego dnia Tewa zaczyna cierpieć – i nikt nie wie, co jej jest oraz jak jej pomóc. Lata mijały, a ona stawała się coraz słabsza. W końcu Tela (chłopiec) postanowił wyruszyć do legendarnego Raju aby odnaleźć Święte Drzewo i zdobyć wodę, która jako jedyna jest w stanie wyleczyć siostrę.
Przygoda rozpoczyna się dość niemrawo. Nie mamy doświadczenia, wiedzy – nawet broni. Trzeba nam to będzie zdobyć. Wioska, w której zaczynamy, nie będzie pomocna pod tym względem. Jedyne, na co możemy liczyć, to dobra rada. To i tak sporo, ale bez kawałka żelaza w ręku daleko nie zajdziemy. Zanim więc udamy się w głąb lasu konieczne będzie zbadanie jednej z nich, póki co naszego jedynego puntu podparcia – ponoć w pobliskiej jamie coś jest. Po drodze spotkamy kilku przeciwników, ale ich obecność raczej doda w tym momencie charakteru zręcznościowego, jako że z musu trzeba ich będzie omijać, niż ustanowi jakąś realną przeszkodę. Za trudno nie będzie – to przecież początek.
Wędrówka przypominała mi nieco pierwsze Prince of Persia – trochę starań i ostatnia grota, w której leży porzucony przez kogoś oręż. Nawet motyw podniesienia jest zbliżony – krótka pauza na wstawkę. Znajome klimaty. Chwila na oswojenie i można biec dalej. Zaraz... A skąd niby ten chłopak wie jak się tym ustrojstwem posługiwać? Nie miał telewizji, komputera... Ach o fantasy... Czasem po prostu lepiej nie zadawać pewnych pytań. Nie, nie dlatego, że to może się źle odbić na przyjemności czerpanej z grania. Ale nie będę opowiadał.
Dzięki znalezisku otworzą się przed nami nowe możliwości. Tak, będzie można kogoś pochlastać. Ale ja nie o tym chciałem. Pewną ciekawostkę stanowią krzaki, które można przy jego pomocy oddzielić od ziemi (i na swój sposób „rozczłonkować” - wszystko jednym ciosem). Oprócz niewątpliwej radochy może to zaowocować... owocami. O ile na jabłka mógłbym jeszcze przymknąć oko, to na sery i mięso już nie. Nie wnikam, co one tam robią. Wolę nie wiedzieć... Ważne jest to, że po ich konsumpcji zostanie nam przywrócona pewna ilość zdrowia. A co nie jest typowe, to fakt, że nie jest to przyrost liczbowy, ale procentowy. Ma to swoje znaczenie w przyszłości, kiedy po zebraniu paru magicznych serduszek pasek życia wydłuży się. Ten prosty zabieg ograniczył ilość przedmiotów tego typu i sprawił, że gdziekolwiek jesteśmy, czujemy się tak samo, bez jakichś sztucznych skoków „technologicznych”. Mnie się podoba.
Ten mały szczegół w miły sposób przypomina, że Guardian of Paradise nie jest epicką powieścią o pogromcy smoków, ale małą grą w zupełnie innym klimacie. Jak wspomniałem, jest to fantasy. Zgadza się. Jak jest miecz, to brakuje już tylko... Tak właśnie: magii. Ta nie będzie jednak zasługą naszego „herosa”. To jest tak w zasadzie zwykły chłopak – dobrze, że chociaż broń udźwignie. Sztuka jest przecież czymś więcej i nie wymagajmy za wiele. Na naszej drodze napotkamy duchy krain, a może bardziej – ich żywiołów. Będzie to las, woda, wiatr, mrok i ogień. Każdy z nich dołączy do nas za przysługę. Raz będzie to uwolnienie, innym zadanie wymagać będzie działania bardziej siłowego. Obecność nowego towarzysza daje nam dostęp do specjalnych mocy – po trzy na głowę. Nie dostaniemy ich od razu – sam duch przychodzi ledwo z jednym czarem. Resztę odblokujemy zbierając kamienie szlachetne w odpowiednim kolorze. Te oczywiście poukrywane są gdzieś w krainach, a ich odnalezienie pozwoli nam iść dalej – zupełnie jak z mieczem. I podobnie jak tam, zbieranie nowych rzeczy powoduje wyświetlenie planszy z informacją.
System magii jest tu dość specyficzny i wart poświęcenia mu osobnego akapitu. Podstawą są żywioły – na nich opiera się równowaga świata. Każda kraina to m.in. inny zestaw potworów. Gdy odnajdziemy już strażnika i wcielimy go do zespołu, po powaleniu stwora w odpowiadającym „kolorze” wypadną z niego monety. Nie jest to waluta, za którą dokupimy coś z ekwipunku (tego nie uświadczymy), ale z jednej strony przywracają one manę, a z drugiej przywołują określonego duszka. Jest to jedyna droga do uaktywnienia mocy, a co za tym idzie, trzeba uważać by nie zebrać ich przez przypadek – stracimy tym samym możliwość użycia żądanego czaru. Sam pasek many jest stały i w przeciwieństwie do energii życiowej nie można go rozszerzyć. To z kolei wpływa na inny aspekt...
Obok zręcznościówek i RPG bardzo lubię gry logiczne. Tym większa była moja radość, gdy spotkałem się tu z tak dużą liczbą zagadek. Polegają one na umiejętnym wykorzystaniu magii – ciągle trzeba pamiętać o wymienionych barierach. Im silniejsza moc, tym więcej many pochłania. Przeszkody można usunąć jedynie określonym czarem – dla przykładu małe pieńki wbija się w ziemię kosztującym jeden punkt „tupnięciem”, a stare drzewa rozbija potężniejszym, absorbującym trzy razy więcej. Monety występują w ograniczonej ilości, więc należy planować posunięcia. Reset (ponowne wejście na obszar, ekran) to także wyzerowanie blokad – i konieczność ponownego podejścia do łamigłówki. Częściej jednak będziemy musieli szukać kolorów dla przywołania innego pomocnika i zmiany palety ruchów – oczywiście kolejność jest kluczowa. Oprócz tego natrafimy także na małego „Sokobana” przesuwając ciężkie kloce i torując sobie ścieżki oraz na szyfry. Te ostatnie zwłaszcza nie stanowią zbyt dużego problemu z racji małych roślinek-pomagaczy, które po potraktowaniu czarem wzrostu podzielą się z nami wskazówką, co sprowadzi cały problem do ustawienia jednej cyfry. Ogólnie rzecz ujmując fragmenty wymagające myślenia stanowią integralną część gry i podnoszą jakość rozgrywki. I o to chodziło, prawda? To nie jest zwykła gra, o nie.
Jeśli Guardian of Paradise ma coś, co rzuca się w oczy już w menu, to oprawa. Grafika jest oszałamiająca – czy to podczas eksploracji, czy w przerywnikach. Te ostatnie nie są animowane, ale na wzór komiksu prezentują scenę opatrzoną komentarzem. Pojawiają się zawsze tam, gdzie dzieje się coś ważnego – od podniesienia serduszka po najważniejsze zwroty fabuły. Są po prostu przepiękne. I żeby Wam do głowy nie przyszło zmieniać trybu wyświetlania na pełny ekran! 320x240 to dość delikatna materia... Mimo tego wykonanie stoi na najwyższym poziomie – gdziekolwiek się spojrzy, widać rękę mistrza. Nawet takie drobiazgi jak podmuch piachu po upadku czy chlust wody mają swoje grafiki. Aż chce się grać. Z muzyką z kolei jest problem. Przez całą grę myślałem, że jej nie ma – a jedynie efekty dźwiękowe (także dobre). Okazało się, że jednak jest. W folderze z grą. Szkoda, że jakimś cudem nie odtwarzała się – z tego co przesłuchałem, należy ją ustawić mniej więcej na równi z resztą. I najpewniej tworzy wspaniałą atmosferę... Naprawdę, wielka szkoda. Tym bardziej, że u innych działa bez zarzutu...
Gatunki się mieszają – i bardzo dobrze. Źle jest natomiast wtedy, gdy ludzie nie widzą różnicy pomiędzy grą z danego gatunku, elementami i innymi zapożyczeniami. Guardian of Paradise jest bez dwóch zdań grą zręcznościową urozmaiconą zagadkami, nawet nie logicznymi w tym kontekście – i nie pozwólcie sobie wmówić, że jest inaczej. Nie wiem jak inni, ale gdybym miał to zakwalifikować jako RPG miałbym nie lada problem z oceną. A tak jest bardzo prosto. Nota wysoka, polecam na lewo i prawo – pobierać bez gadania. Kilka godzin murowanej zabawy – i to już mówi samo za siebie.
Ile to razy słyszeliście o bliskiej osobie, która zapadła na ciężką chorobę, a jedyne lekarstwo znajduje się w odległej, magicznej krainie? Pomijając już fakt kontrastu (bliska – daleka), jest to dość znana kanwa. A jak to wygląda w Guardian of Paradise? Rodzeństwo, Tela i Tewa, mieszka w małej osadzie. Pewnego dnia Tewa zaczyna cierpieć – i nikt nie wie, co jej jest oraz jak jej pomóc. Lata mijały, a ona stawała się coraz słabsza. W końcu Tela (chłopiec) postanowił wyruszyć do legendarnego Raju aby odnaleźć Święte Drzewo i zdobyć wodę, która jako jedyna jest w stanie wyleczyć siostrę.
Przygoda rozpoczyna się dość niemrawo. Nie mamy doświadczenia, wiedzy – nawet broni. Trzeba nam to będzie zdobyć. Wioska, w której zaczynamy, nie będzie pomocna pod tym względem. Jedyne, na co możemy liczyć, to dobra rada. To i tak sporo, ale bez kawałka żelaza w ręku daleko nie zajdziemy. Zanim więc udamy się w głąb lasu konieczne będzie zbadanie jednej z nich, póki co naszego jedynego puntu podparcia – ponoć w pobliskiej jamie coś jest. Po drodze spotkamy kilku przeciwników, ale ich obecność raczej doda w tym momencie charakteru zręcznościowego, jako że z musu trzeba ich będzie omijać, niż ustanowi jakąś realną przeszkodę. Za trudno nie będzie – to przecież początek.
Wędrówka przypominała mi nieco pierwsze Prince of Persia – trochę starań i ostatnia grota, w której leży porzucony przez kogoś oręż. Nawet motyw podniesienia jest zbliżony – krótka pauza na wstawkę. Znajome klimaty. Chwila na oswojenie i można biec dalej. Zaraz... A skąd niby ten chłopak wie jak się tym ustrojstwem posługiwać? Nie miał telewizji, komputera... Ach o fantasy... Czasem po prostu lepiej nie zadawać pewnych pytań. Nie, nie dlatego, że to może się źle odbić na przyjemności czerpanej z grania. Ale nie będę opowiadał.
Dzięki znalezisku otworzą się przed nami nowe możliwości. Tak, będzie można kogoś pochlastać. Ale ja nie o tym chciałem. Pewną ciekawostkę stanowią krzaki, które można przy jego pomocy oddzielić od ziemi (i na swój sposób „rozczłonkować” - wszystko jednym ciosem). Oprócz niewątpliwej radochy może to zaowocować... owocami. O ile na jabłka mógłbym jeszcze przymknąć oko, to na sery i mięso już nie. Nie wnikam, co one tam robią. Wolę nie wiedzieć... Ważne jest to, że po ich konsumpcji zostanie nam przywrócona pewna ilość zdrowia. A co nie jest typowe, to fakt, że nie jest to przyrost liczbowy, ale procentowy. Ma to swoje znaczenie w przyszłości, kiedy po zebraniu paru magicznych serduszek pasek życia wydłuży się. Ten prosty zabieg ograniczył ilość przedmiotów tego typu i sprawił, że gdziekolwiek jesteśmy, czujemy się tak samo, bez jakichś sztucznych skoków „technologicznych”. Mnie się podoba.
Ten mały szczegół w miły sposób przypomina, że Guardian of Paradise nie jest epicką powieścią o pogromcy smoków, ale małą grą w zupełnie innym klimacie. Jak wspomniałem, jest to fantasy. Zgadza się. Jak jest miecz, to brakuje już tylko... Tak właśnie: magii. Ta nie będzie jednak zasługą naszego „herosa”. To jest tak w zasadzie zwykły chłopak – dobrze, że chociaż broń udźwignie. Sztuka jest przecież czymś więcej i nie wymagajmy za wiele. Na naszej drodze napotkamy duchy krain, a może bardziej – ich żywiołów. Będzie to las, woda, wiatr, mrok i ogień. Każdy z nich dołączy do nas za przysługę. Raz będzie to uwolnienie, innym zadanie wymagać będzie działania bardziej siłowego. Obecność nowego towarzysza daje nam dostęp do specjalnych mocy – po trzy na głowę. Nie dostaniemy ich od razu – sam duch przychodzi ledwo z jednym czarem. Resztę odblokujemy zbierając kamienie szlachetne w odpowiednim kolorze. Te oczywiście poukrywane są gdzieś w krainach, a ich odnalezienie pozwoli nam iść dalej – zupełnie jak z mieczem. I podobnie jak tam, zbieranie nowych rzeczy powoduje wyświetlenie planszy z informacją.
System magii jest tu dość specyficzny i wart poświęcenia mu osobnego akapitu. Podstawą są żywioły – na nich opiera się równowaga świata. Każda kraina to m.in. inny zestaw potworów. Gdy odnajdziemy już strażnika i wcielimy go do zespołu, po powaleniu stwora w odpowiadającym „kolorze” wypadną z niego monety. Nie jest to waluta, za którą dokupimy coś z ekwipunku (tego nie uświadczymy), ale z jednej strony przywracają one manę, a z drugiej przywołują określonego duszka. Jest to jedyna droga do uaktywnienia mocy, a co za tym idzie, trzeba uważać by nie zebrać ich przez przypadek – stracimy tym samym możliwość użycia żądanego czaru. Sam pasek many jest stały i w przeciwieństwie do energii życiowej nie można go rozszerzyć. To z kolei wpływa na inny aspekt...
Obok zręcznościówek i RPG bardzo lubię gry logiczne. Tym większa była moja radość, gdy spotkałem się tu z tak dużą liczbą zagadek. Polegają one na umiejętnym wykorzystaniu magii – ciągle trzeba pamiętać o wymienionych barierach. Im silniejsza moc, tym więcej many pochłania. Przeszkody można usunąć jedynie określonym czarem – dla przykładu małe pieńki wbija się w ziemię kosztującym jeden punkt „tupnięciem”, a stare drzewa rozbija potężniejszym, absorbującym trzy razy więcej. Monety występują w ograniczonej ilości, więc należy planować posunięcia. Reset (ponowne wejście na obszar, ekran) to także wyzerowanie blokad – i konieczność ponownego podejścia do łamigłówki. Częściej jednak będziemy musieli szukać kolorów dla przywołania innego pomocnika i zmiany palety ruchów – oczywiście kolejność jest kluczowa. Oprócz tego natrafimy także na małego „Sokobana” przesuwając ciężkie kloce i torując sobie ścieżki oraz na szyfry. Te ostatnie zwłaszcza nie stanowią zbyt dużego problemu z racji małych roślinek-pomagaczy, które po potraktowaniu czarem wzrostu podzielą się z nami wskazówką, co sprowadzi cały problem do ustawienia jednej cyfry. Ogólnie rzecz ujmując fragmenty wymagające myślenia stanowią integralną część gry i podnoszą jakość rozgrywki. I o to chodziło, prawda? To nie jest zwykła gra, o nie.
Jeśli Guardian of Paradise ma coś, co rzuca się w oczy już w menu, to oprawa. Grafika jest oszałamiająca – czy to podczas eksploracji, czy w przerywnikach. Te ostatnie nie są animowane, ale na wzór komiksu prezentują scenę opatrzoną komentarzem. Pojawiają się zawsze tam, gdzie dzieje się coś ważnego – od podniesienia serduszka po najważniejsze zwroty fabuły. Są po prostu przepiękne. I żeby Wam do głowy nie przyszło zmieniać trybu wyświetlania na pełny ekran! 320x240 to dość delikatna materia... Mimo tego wykonanie stoi na najwyższym poziomie – gdziekolwiek się spojrzy, widać rękę mistrza. Nawet takie drobiazgi jak podmuch piachu po upadku czy chlust wody mają swoje grafiki. Aż chce się grać. Z muzyką z kolei jest problem. Przez całą grę myślałem, że jej nie ma – a jedynie efekty dźwiękowe (także dobre). Okazało się, że jednak jest. W folderze z grą. Szkoda, że jakimś cudem nie odtwarzała się – z tego co przesłuchałem, należy ją ustawić mniej więcej na równi z resztą. I najpewniej tworzy wspaniałą atmosferę... Naprawdę, wielka szkoda. Tym bardziej, że u innych działa bez zarzutu...
Gatunki się mieszają – i bardzo dobrze. Źle jest natomiast wtedy, gdy ludzie nie widzą różnicy pomiędzy grą z danego gatunku, elementami i innymi zapożyczeniami. Guardian of Paradise jest bez dwóch zdań grą zręcznościową urozmaiconą zagadkami, nawet nie logicznymi w tym kontekście – i nie pozwólcie sobie wmówić, że jest inaczej. Nie wiem jak inni, ale gdybym miał to zakwalifikować jako RPG miałbym nie lada problem z oceną. A tak jest bardzo prosto. Nota wysoka, polecam na lewo i prawo – pobierać bez gadania. Kilka godzin murowanej zabawy – i to już mówi samo za siebie.
KOMENTARZE
Gość
+0
2008-03-10 01:48:37
Gość
+0
2008-03-10 01:22:50
ekhem...
320x240...
czyli nadawałaby się na mój telefon :}
Nie można dać oceny 5 za grafikę, jeśli gierka ma rozdziałkę 320x240 -- toż to robione na jakimś darmowym sofcie. I jak do diaska ma grać człowiek chociażby z rozdzielczością monitora 1280x800?? Przecież gra wygląda jak... jak... no nie wygląda bo trzeba mikroskop zakupić najpierw, żeby zobaczyć jak wygląda, to nie te czasy na gry 320x240 i 640x480
320x240...
czyli nadawałaby się na mój telefon :}
Nie można dać oceny 5 za grafikę, jeśli gierka ma rozdziałkę 320x240 -- toż to robione na jakimś darmowym sofcie. I jak do diaska ma grać człowiek chociażby z rozdzielczością monitora 1280x800?? Przecież gra wygląda jak... jak... no nie wygląda bo trzeba mikroskop zakupić najpierw, żeby zobaczyć jak wygląda, to nie te czasy na gry 320x240 i 640x480
(1) Poprzednia 1 2