system magii
oprawa
urozmaicona zagadkami
u niektórych problem z muzyką
INFORMACJE
Gatunek: Zręcznościowe
Licencja: freeware
Data wydania: 2006
Pobrań: 2484
Producent: Buster
Wymagania sprzętowe:
CPU 300MHz, DirectX 7
CPU 300MHz, DirectX 7
Dodatkowe opcje:
Rekordy online
Rekordy online
Język: Angielski
INNE Z TEMATU
Guardian of Paradise
OCEŃ
Dopiero co napisałem coś na temat łączenia gatunków w dzisiejszych grach. Widać zrobiłem to w czas, bo i tym razem musiałbym powiedzieć to samo. Teraz miałem do czynienia z nieco inną mieszanką – co nie oznacza bynajmniej, że gorszą. Tylko czemu na takich mariażach najlepiej wychodzą zręcznościówki?
Ile to razy słyszeliście o bliskiej osobie, która zapadła na ciężką chorobę, a jedyne lekarstwo znajduje się w odległej, magicznej krainie? Pomijając już fakt kontrastu (bliska – daleka), jest to dość znana kanwa. A jak to wygląda w Guardian of Paradise? Rodzeństwo, Tela i Tewa, mieszka w małej osadzie. Pewnego dnia Tewa zaczyna cierpieć – i nikt nie wie, co jej jest oraz jak jej pomóc. Lata mijały, a ona stawała się coraz słabsza. W końcu Tela (chłopiec) postanowił wyruszyć do legendarnego Raju aby odnaleźć Święte Drzewo i zdobyć wodę, która jako jedyna jest w stanie wyleczyć siostrę.
Przygoda rozpoczyna się dość niemrawo. Nie mamy doświadczenia, wiedzy – nawet broni. Trzeba nam to będzie zdobyć. Wioska, w której zaczynamy, nie będzie pomocna pod tym względem. Jedyne, na co możemy liczyć, to dobra rada. To i tak sporo, ale bez kawałka żelaza w ręku daleko nie zajdziemy. Zanim więc udamy się w głąb lasu konieczne będzie zbadanie jednej z nich, póki co naszego jedynego puntu podparcia – ponoć w pobliskiej jamie coś jest. Po drodze spotkamy kilku przeciwników, ale ich obecność raczej doda w tym momencie charakteru zręcznościowego, jako że z musu trzeba ich będzie omijać, niż ustanowi jakąś realną przeszkodę. Za trudno nie będzie – to przecież początek.
Wędrówka przypominała mi nieco pierwsze Prince of Persia – trochę starań i ostatnia grota, w której leży porzucony przez kogoś oręż. Nawet motyw podniesienia jest zbliżony – krótka pauza na wstawkę. Znajome klimaty. Chwila na oswojenie i można biec dalej. Zaraz... A skąd niby ten chłopak wie jak się tym ustrojstwem posługiwać? Nie miał telewizji, komputera... Ach o fantasy... Czasem po prostu lepiej nie zadawać pewnych pytań. Nie, nie dlatego, że to może się źle odbić na przyjemności czerpanej z grania. Ale nie będę opowiadał.
Dzięki znalezisku otworzą się przed nami nowe możliwości. Tak, będzie można kogoś pochlastać. Ale ja nie o tym chciałem. Pewną ciekawostkę stanowią krzaki, które można przy jego pomocy oddzielić od ziemi (i na swój sposób „rozczłonkować” - wszystko jednym ciosem). Oprócz niewątpliwej radochy może to zaowocować... owocami. O ile na jabłka mógłbym jeszcze przymknąć oko, to na sery i mięso już nie. Nie wnikam, co one tam robią. Wolę nie wiedzieć... Ważne jest to, że po ich konsumpcji zostanie nam przywrócona pewna ilość zdrowia. A co nie jest typowe, to fakt, że nie jest to przyrost liczbowy, ale procentowy. Ma to swoje znaczenie w przyszłości, kiedy po zebraniu paru magicznych serduszek pasek życia wydłuży się. Ten prosty zabieg ograniczył ilość przedmiotów tego typu i sprawił, że gdziekolwiek jesteśmy, czujemy się tak samo, bez jakichś sztucznych skoków „technologicznych”. Mnie się podoba.
Ten mały szczegół w miły sposób przypomina, że Guardian of Paradise nie jest epicką powieścią o pogromcy smoków, ale małą grą w zupełnie innym klimacie. Jak wspomniałem, jest to fantasy. Zgadza się. Jak jest miecz, to brakuje już tylko... Tak właśnie: magii. Ta nie będzie jednak zasługą naszego „herosa”. To jest tak w zasadzie zwykły chłopak – dobrze, że chociaż broń udźwignie. Sztuka jest przecież czymś więcej i nie wymagajmy za wiele. Na naszej drodze napotkamy duchy krain, a może bardziej – ich żywiołów. Będzie to las, woda, wiatr, mrok i ogień. Każdy z nich dołączy do nas za przysługę. Raz będzie to uwolnienie, innym zadanie wymagać będzie działania bardziej siłowego. Obecność nowego towarzysza daje nam dostęp do specjalnych mocy – po trzy na głowę. Nie dostaniemy ich od razu – sam duch przychodzi ledwo z jednym czarem. Resztę odblokujemy zbierając kamienie szlachetne w odpowiednim kolorze. Te oczywiście poukrywane są gdzieś w krainach, a ich odnalezienie pozwoli nam iść dalej – zupełnie jak z mieczem. I podobnie jak tam, zbieranie nowych rzeczy powoduje wyświetlenie planszy z informacją.
System magii jest tu dość specyficzny i wart poświęcenia mu osobnego akapitu. Podstawą są żywioły – na nich opiera się równowaga świata. Każda kraina to m.in. inny zestaw potworów. Gdy odnajdziemy już strażnika i wcielimy go do zespołu, po powaleniu stwora w odpowiadającym „kolorze” wypadną z niego monety. Nie jest to waluta, za którą dokupimy coś z ekwipunku (tego nie uświadczymy), ale z jednej strony przywracają one manę, a z drugiej przywołują określonego duszka. Jest to jedyna droga do uaktywnienia mocy, a co za tym idzie, trzeba uważać by nie zebrać ich przez przypadek – stracimy tym samym możliwość użycia żądanego czaru. Sam pasek many jest stały i w przeciwieństwie do energii życiowej nie można go rozszerzyć. To z kolei wpływa na inny aspekt...
Obok zręcznościówek i RPG bardzo lubię gry logiczne. Tym większa była moja radość, gdy spotkałem się tu z tak dużą liczbą zagadek. Polegają one na umiejętnym wykorzystaniu magii – ciągle trzeba pamiętać o wymienionych barierach. Im silniejsza moc, tym więcej many pochłania. Przeszkody można usunąć jedynie określonym czarem – dla przykładu małe pieńki wbija się w ziemię kosztującym jeden punkt „tupnięciem”, a stare drzewa rozbija potężniejszym, absorbującym trzy razy więcej. Monety występują w ograniczonej ilości, więc należy planować posunięcia. Reset (ponowne wejście na obszar, ekran) to także wyzerowanie blokad – i konieczność ponownego podejścia do łamigłówki. Częściej jednak będziemy musieli szukać kolorów dla przywołania innego pomocnika i zmiany palety ruchów – oczywiście kolejność jest kluczowa. Oprócz tego natrafimy także na małego „Sokobana” przesuwając ciężkie kloce i torując sobie ścieżki oraz na szyfry. Te ostatnie zwłaszcza nie stanowią zbyt dużego problemu z racji małych roślinek-pomagaczy, które po potraktowaniu czarem wzrostu podzielą się z nami wskazówką, co sprowadzi cały problem do ustawienia jednej cyfry. Ogólnie rzecz ujmując fragmenty wymagające myślenia stanowią integralną część gry i podnoszą jakość rozgrywki. I o to chodziło, prawda? To nie jest zwykła gra, o nie.
Jeśli Guardian of Paradise ma coś, co rzuca się w oczy już w menu, to oprawa. Grafika jest oszałamiająca – czy to podczas eksploracji, czy w przerywnikach. Te ostatnie nie są animowane, ale na wzór komiksu prezentują scenę opatrzoną komentarzem. Pojawiają się zawsze tam, gdzie dzieje się coś ważnego – od podniesienia serduszka po najważniejsze zwroty fabuły. Są po prostu przepiękne. I żeby Wam do głowy nie przyszło zmieniać trybu wyświetlania na pełny ekran! 320x240 to dość delikatna materia... Mimo tego wykonanie stoi na najwyższym poziomie – gdziekolwiek się spojrzy, widać rękę mistrza. Nawet takie drobiazgi jak podmuch piachu po upadku czy chlust wody mają swoje grafiki. Aż chce się grać. Z muzyką z kolei jest problem. Przez całą grę myślałem, że jej nie ma – a jedynie efekty dźwiękowe (także dobre). Okazało się, że jednak jest. W folderze z grą. Szkoda, że jakimś cudem nie odtwarzała się – z tego co przesłuchałem, należy ją ustawić mniej więcej na równi z resztą. I najpewniej tworzy wspaniałą atmosferę... Naprawdę, wielka szkoda. Tym bardziej, że u innych działa bez zarzutu...
Gatunki się mieszają – i bardzo dobrze. Źle jest natomiast wtedy, gdy ludzie nie widzą różnicy pomiędzy grą z danego gatunku, elementami i innymi zapożyczeniami. Guardian of Paradise jest bez dwóch zdań grą zręcznościową urozmaiconą zagadkami, nawet nie logicznymi w tym kontekście – i nie pozwólcie sobie wmówić, że jest inaczej. Nie wiem jak inni, ale gdybym miał to zakwalifikować jako RPG miałbym nie lada problem z oceną. A tak jest bardzo prosto. Nota wysoka, polecam na lewo i prawo – pobierać bez gadania. Kilka godzin murowanej zabawy – i to już mówi samo za siebie.
Ile to razy słyszeliście o bliskiej osobie, która zapadła na ciężką chorobę, a jedyne lekarstwo znajduje się w odległej, magicznej krainie? Pomijając już fakt kontrastu (bliska – daleka), jest to dość znana kanwa. A jak to wygląda w Guardian of Paradise? Rodzeństwo, Tela i Tewa, mieszka w małej osadzie. Pewnego dnia Tewa zaczyna cierpieć – i nikt nie wie, co jej jest oraz jak jej pomóc. Lata mijały, a ona stawała się coraz słabsza. W końcu Tela (chłopiec) postanowił wyruszyć do legendarnego Raju aby odnaleźć Święte Drzewo i zdobyć wodę, która jako jedyna jest w stanie wyleczyć siostrę.
Przygoda rozpoczyna się dość niemrawo. Nie mamy doświadczenia, wiedzy – nawet broni. Trzeba nam to będzie zdobyć. Wioska, w której zaczynamy, nie będzie pomocna pod tym względem. Jedyne, na co możemy liczyć, to dobra rada. To i tak sporo, ale bez kawałka żelaza w ręku daleko nie zajdziemy. Zanim więc udamy się w głąb lasu konieczne będzie zbadanie jednej z nich, póki co naszego jedynego puntu podparcia – ponoć w pobliskiej jamie coś jest. Po drodze spotkamy kilku przeciwników, ale ich obecność raczej doda w tym momencie charakteru zręcznościowego, jako że z musu trzeba ich będzie omijać, niż ustanowi jakąś realną przeszkodę. Za trudno nie będzie – to przecież początek.
Wędrówka przypominała mi nieco pierwsze Prince of Persia – trochę starań i ostatnia grota, w której leży porzucony przez kogoś oręż. Nawet motyw podniesienia jest zbliżony – krótka pauza na wstawkę. Znajome klimaty. Chwila na oswojenie i można biec dalej. Zaraz... A skąd niby ten chłopak wie jak się tym ustrojstwem posługiwać? Nie miał telewizji, komputera... Ach o fantasy... Czasem po prostu lepiej nie zadawać pewnych pytań. Nie, nie dlatego, że to może się źle odbić na przyjemności czerpanej z grania. Ale nie będę opowiadał.
Dzięki znalezisku otworzą się przed nami nowe możliwości. Tak, będzie można kogoś pochlastać. Ale ja nie o tym chciałem. Pewną ciekawostkę stanowią krzaki, które można przy jego pomocy oddzielić od ziemi (i na swój sposób „rozczłonkować” - wszystko jednym ciosem). Oprócz niewątpliwej radochy może to zaowocować... owocami. O ile na jabłka mógłbym jeszcze przymknąć oko, to na sery i mięso już nie. Nie wnikam, co one tam robią. Wolę nie wiedzieć... Ważne jest to, że po ich konsumpcji zostanie nam przywrócona pewna ilość zdrowia. A co nie jest typowe, to fakt, że nie jest to przyrost liczbowy, ale procentowy. Ma to swoje znaczenie w przyszłości, kiedy po zebraniu paru magicznych serduszek pasek życia wydłuży się. Ten prosty zabieg ograniczył ilość przedmiotów tego typu i sprawił, że gdziekolwiek jesteśmy, czujemy się tak samo, bez jakichś sztucznych skoków „technologicznych”. Mnie się podoba.
Ten mały szczegół w miły sposób przypomina, że Guardian of Paradise nie jest epicką powieścią o pogromcy smoków, ale małą grą w zupełnie innym klimacie. Jak wspomniałem, jest to fantasy. Zgadza się. Jak jest miecz, to brakuje już tylko... Tak właśnie: magii. Ta nie będzie jednak zasługą naszego „herosa”. To jest tak w zasadzie zwykły chłopak – dobrze, że chociaż broń udźwignie. Sztuka jest przecież czymś więcej i nie wymagajmy za wiele. Na naszej drodze napotkamy duchy krain, a może bardziej – ich żywiołów. Będzie to las, woda, wiatr, mrok i ogień. Każdy z nich dołączy do nas za przysługę. Raz będzie to uwolnienie, innym zadanie wymagać będzie działania bardziej siłowego. Obecność nowego towarzysza daje nam dostęp do specjalnych mocy – po trzy na głowę. Nie dostaniemy ich od razu – sam duch przychodzi ledwo z jednym czarem. Resztę odblokujemy zbierając kamienie szlachetne w odpowiednim kolorze. Te oczywiście poukrywane są gdzieś w krainach, a ich odnalezienie pozwoli nam iść dalej – zupełnie jak z mieczem. I podobnie jak tam, zbieranie nowych rzeczy powoduje wyświetlenie planszy z informacją.
System magii jest tu dość specyficzny i wart poświęcenia mu osobnego akapitu. Podstawą są żywioły – na nich opiera się równowaga świata. Każda kraina to m.in. inny zestaw potworów. Gdy odnajdziemy już strażnika i wcielimy go do zespołu, po powaleniu stwora w odpowiadającym „kolorze” wypadną z niego monety. Nie jest to waluta, za którą dokupimy coś z ekwipunku (tego nie uświadczymy), ale z jednej strony przywracają one manę, a z drugiej przywołują określonego duszka. Jest to jedyna droga do uaktywnienia mocy, a co za tym idzie, trzeba uważać by nie zebrać ich przez przypadek – stracimy tym samym możliwość użycia żądanego czaru. Sam pasek many jest stały i w przeciwieństwie do energii życiowej nie można go rozszerzyć. To z kolei wpływa na inny aspekt...
Obok zręcznościówek i RPG bardzo lubię gry logiczne. Tym większa była moja radość, gdy spotkałem się tu z tak dużą liczbą zagadek. Polegają one na umiejętnym wykorzystaniu magii – ciągle trzeba pamiętać o wymienionych barierach. Im silniejsza moc, tym więcej many pochłania. Przeszkody można usunąć jedynie określonym czarem – dla przykładu małe pieńki wbija się w ziemię kosztującym jeden punkt „tupnięciem”, a stare drzewa rozbija potężniejszym, absorbującym trzy razy więcej. Monety występują w ograniczonej ilości, więc należy planować posunięcia. Reset (ponowne wejście na obszar, ekran) to także wyzerowanie blokad – i konieczność ponownego podejścia do łamigłówki. Częściej jednak będziemy musieli szukać kolorów dla przywołania innego pomocnika i zmiany palety ruchów – oczywiście kolejność jest kluczowa. Oprócz tego natrafimy także na małego „Sokobana” przesuwając ciężkie kloce i torując sobie ścieżki oraz na szyfry. Te ostatnie zwłaszcza nie stanowią zbyt dużego problemu z racji małych roślinek-pomagaczy, które po potraktowaniu czarem wzrostu podzielą się z nami wskazówką, co sprowadzi cały problem do ustawienia jednej cyfry. Ogólnie rzecz ujmując fragmenty wymagające myślenia stanowią integralną część gry i podnoszą jakość rozgrywki. I o to chodziło, prawda? To nie jest zwykła gra, o nie.
Jeśli Guardian of Paradise ma coś, co rzuca się w oczy już w menu, to oprawa. Grafika jest oszałamiająca – czy to podczas eksploracji, czy w przerywnikach. Te ostatnie nie są animowane, ale na wzór komiksu prezentują scenę opatrzoną komentarzem. Pojawiają się zawsze tam, gdzie dzieje się coś ważnego – od podniesienia serduszka po najważniejsze zwroty fabuły. Są po prostu przepiękne. I żeby Wam do głowy nie przyszło zmieniać trybu wyświetlania na pełny ekran! 320x240 to dość delikatna materia... Mimo tego wykonanie stoi na najwyższym poziomie – gdziekolwiek się spojrzy, widać rękę mistrza. Nawet takie drobiazgi jak podmuch piachu po upadku czy chlust wody mają swoje grafiki. Aż chce się grać. Z muzyką z kolei jest problem. Przez całą grę myślałem, że jej nie ma – a jedynie efekty dźwiękowe (także dobre). Okazało się, że jednak jest. W folderze z grą. Szkoda, że jakimś cudem nie odtwarzała się – z tego co przesłuchałem, należy ją ustawić mniej więcej na równi z resztą. I najpewniej tworzy wspaniałą atmosferę... Naprawdę, wielka szkoda. Tym bardziej, że u innych działa bez zarzutu...
Gatunki się mieszają – i bardzo dobrze. Źle jest natomiast wtedy, gdy ludzie nie widzą różnicy pomiędzy grą z danego gatunku, elementami i innymi zapożyczeniami. Guardian of Paradise jest bez dwóch zdań grą zręcznościową urozmaiconą zagadkami, nawet nie logicznymi w tym kontekście – i nie pozwólcie sobie wmówić, że jest inaczej. Nie wiem jak inni, ale gdybym miał to zakwalifikować jako RPG miałbym nie lada problem z oceną. A tak jest bardzo prosto. Nota wysoka, polecam na lewo i prawo – pobierać bez gadania. Kilka godzin murowanej zabawy – i to już mówi samo za siebie.
KOMENTARZE
Gość
+0
2009-06-06 23:07:28
co to wogole jest? ta postać to naprawde wygląda jak by ją programiści wy#srali.... ale tandeta ciekawe czemu daliście 5
Deidara1995
+0
2009-06-06 13:42:21
Po screen'ach i filmiku zajechało mi trochę RPG Maker'em, ale świetnie się gra, ocena 5/5
Gość
+0
2008-09-14 19:56:04
gra jest naprawdę wspaniała, przeszedłem całą w wakacje i długo jej niezapomnę. oprawa graficzna jest bardzo ciekawa, fabuła już trochę "oklepana" no ale tu pasuje świetnie, polecam ją nie tylko miłośnikom przygód, rpg albo innych, pomimo niektórych trudnych zagadek naprawdę gra warta wysilenia "szarych komórek". Liczę na to że takie gry będą robione coraz częsciej gdyż dzisiejsze nie zadowalają mnie jak ta. Szczerze polecam.
Newton
+0
2008-08-13 19:51:19
Zgadzam się z Guardianem co do grafiki, jest porządnie wykonana.
Ja jednak z ciekawości włączyłem opcje full screen, jednak rozmiar okna mi się nie zmienił:)
U mnie trzeba standardowo, zmaksymalizować okienko.
Jeśli chodzi o muzykę, jest w porządku.
Przypominają się stare czasy spędzone z Dizzym przy pegazusie.
Wkurza mnie tylko standardowy dźwięk podczas przewijania tekstu.
Trochę drażni.
Co do fabuły to nie mam zdania ponieważ jej nie zgłębiałem:D
Pozdrawiam:)
Ja jednak z ciekawości włączyłem opcje full screen, jednak rozmiar okna mi się nie zmienił:)
U mnie trzeba standardowo, zmaksymalizować okienko.
Jeśli chodzi o muzykę, jest w porządku.
Przypominają się stare czasy spędzone z Dizzym przy pegazusie.
Wkurza mnie tylko standardowy dźwięk podczas przewijania tekstu.
Trochę drażni.
Co do fabuły to nie mam zdania ponieważ jej nie zgłębiałem:D
Pozdrawiam:)
Gość
+0
2008-03-24 09:13:47
Uwielbiałam w to grać,aż do pewnego momentu i nie wiem jak dalej to przejść ;(
Gość
+0
2008-03-17 21:42:28
Przeszedłem całe ;) ale spodziewałem się więcej pod względem fabularnym czy rpg, niestety fabuła jest bardzo uboga, a tak naprawdę prawie wcale jej nie ma. dałbym 4, nie 5, na 5 nie zasługuje, ale jest sympatyczne ;)
Guardian
+0
2008-03-10 17:37:55
Oj, nie czytacie uważnie. Ja mam 1280x1024 - i co z tego? A nie napisałem przypadkiem, żeby nie powiększać? Nawet obrazków nie rozciągałem... po coś. Darujcie sobie ten argument o rozdzielczości - jest przestarzały. Grafika jest ładniejsza niż w większości innych gier tego typu (jak nie wszystkich). O RPG też napisałem. Gra jest bardzo dobra jako ZRĘCZNOŚCIÓWKA. I tak też ją oceniałem.
Ech ci konsumenci...
Gość
+0
2008-03-10 17:01:19
Grałem w sumie tylko parenaście minut, ale mi się podoba i chyba jeszcze trochę w to pogram :]
Feles
+0
2008-03-10 16:35:06
RECENZJA JEST SUBIEKTYWNA!!! i nie trza sie zgadzac:) gdyby nie to 320x240 dal bym 5 ale tak dam 4:P
Gość
+0
2008-03-10 14:16:38
Zwykły, schematyczny erpeg z paroma ciekawymi pomysłami. Jak dla mnie to góra 3. Najbardziej to mnie śmieszy 5 za grafikę i 4 za dźwięk - ja rozumiem, że ktoś może lubić oldskul, ale no nie przesadzajmy.