Spełnienie marzeń każdego fana Marvela.

Minął już czas, kiedy można było lekceważyć serię LEGO od Traveller's Tales. Twórcy ostatnie lata spędzili na szlifowaniu formuły swoich gier, a w międzyczasie zauważalnie wzrósł też ich budżet. Efekt tego widać najlepiej w najnowszej części: długiej, różnorodnej i cholernie grywalnej.

W używaniu epitetów daleki jestem od przesady. To gra, która poraża swoim ogromem (i mówię to już po ukończeniu GTA V). Samych bohaterów naliczyłem z górką stu pięćdziesięciu: od Abominacji aż po Wolverine'a. Każdy, kto w młodości fascynował się lub do dziś uwielbia uniwersum Marvela, będzie miał okazję, by pokierować swoją ulubioną postacią (Sztorm!). Co z tego, że to postaci z klocków – o tym fakcie zapomina się bardzo szybko.

Bardzo dużo frajdy sprawia kampania. Nie dość, że fabuła jest tu iście epicka, to jeszcze zrealizowana jak należałoby się spodziewać, czyli z przytupem. Już w LEGO Władcy Pierścieni twórcom zdarzało się uchwycić klimat i skalę filmów – tutaj na godne hollywoodzkiego blockbustera sceny natykamy się co chwila.

Sama rozgrywka, czyli wielkie zbieractwo połączone z ogromem ukrytych niespodzianek, rozwiązywaniem zagadek i waleniem klocka (bez skojarzeń, proszę), trzyma wysoki poziom poprzednich części, choć momentami wyzwania wydają się odrobinę trudniejsze. Łatwego życia z pewnością nie będzie miał nowicjusz, bo podpowiedzi bywają lakoniczne i nie tłumaczą zbyt dobrze zawiłości tej produkcji.

W LEGO Marvel Super Heroes naprawdę łatwo się zatracić. Otwarty świat pełen zadań pobocznych, powtarzanie etapów nowymi bohaterami, kooperacja, minikity, złote klocki, pojazdy, ratowanie Stana Lee... Cała gra, od pierwszej sceny po napisy końcowe, to wspaniały hołd dla Marvela i prawdopodobnie najlepsza produkcja osadzona w tym uniwersum, jaka kiedykolwiek powstała. I mówię to całkowicie serio.