Rekordy online
Ori and the Blind Forest
Ani się spostrzeżesz, jak ta sympatyczna, kolorowa gra wyciśnie z ciebie siódme poty, zmusi bliskich do słuchania klątw i obelg, a gamepada prawdopodobnie odeśle na wcześniejszą emeryturę.
Przesadzam, ale tylko trochę. Ori and the Blind Forest jest przez większość czasu grą może dość wymagającą, ale bez przesady. W kilku miejscach poziom trudności został jednak tak wyśrubowany, że bossowie z Dark Souls wydają się dziecinną igraszką. Nie zrozumcie mnie źle: lubię tytuły, które nie przechodzą się same, tutaj jednak ktoś w oczywisty sposób przeszarżował. Zupełnie jakby na egzaminie z informatyki pierwsze zadanie polegało na napisaniu aplikacji wyświetlającej uśmiechniętą buzię, a drugie na opracowaniu algorytmu rozpoznawania mowy z uwzględnieniem szkockiego akcentu języka angielskiego. Zresztą nawet twórcy przyznali się do błędu i w nadchodzącej Definitive Edition obiecali te „kontrowersyjne” fragmenty poprawić.
Poza tym, Ori and the Blind Forest jest genialny.
Mówiąc krótko: to piękna, PIĘKNA metroidvania, czyli platformówka, w której zaczynasz jako leszcz ledwo co odrywający się od ziemi i zabijany pierdnięciem przeciwnika, a kończysz jako niezniszczalny półbóg, lawirujący między przeciwnikami, kulami ognia i jedną wkurzoną sową – ze zwinnością, która wpędziłaby w kompleksy Ezio Auditore i Faith z Mirror’s Edge.
Świat gry jest też do pewnego stopnia otwarty: możemy (i powinniśmy!) wracać do już odwiedzonych lokacji, a na każdym kroku natykamy się na ukryte przejścia, komnaty i projektanci tylko wiedzą co jeszcze. Wymaksowanie gry zajmuje jakieś 15 godzin, co może blednie w porównaniu z takim Wiedźminem, ale dla gry tego typu jest długością idealną: nie czujemy ani niedosytu, ani przesytu rozgrywką.
Naprawdę trudno nie zachwycić się animacjami i muzyką przygrywającą nam podczas eksploracji: poziomy prezentują się rewelacyjnie, a cutscenki to po prostu najwyższej jakości animacje, które równie dobrze mogłyby wyjść spod ręki Disneya lub studia Ghibli. Całościowo, jest to dla mnie tytuł lepszy i dojrzalszy od Dust, co już samo w sobie powinno być jego najlepszą rekomendacją.