Wiedza o japońskich produkcjach ogranicza się u nas zwykle do Final Fantasy albo Metal Gear Solid, a tymczasem warto przekonać się, jak radzi sobie tamtejsza scena indie – ot, na przykład taki Metal Shinobi Assassin.

To dwuwymiarowy side-scroller: jedna z tych produkcji, które mogłeś jeszcze do niedawna spotkać w salonach gier nad morzem. Posiada też cechę typową dla arcadówek: wyśrubowany poziom trudności – wiadomo, żeby właściciel zbił fortunę na sprzedaży żetonów. Oczywiście w MSA o płaceniu nie ma mowy, bo to czystej krwi freeware (bez żadnych mikropłatności i tego typu okropieństw), więc próbować można do woli.

Tak naprawdę, przy odrobinie zmysłu taktycznego nie powinno być tak źle. Nasz opancerzony, skośnooki heros posiada nielimitowaną amunicję, która może nie wyrządza wielkich szkód, ale świetnie sprawdza się w przełamywaniu pierwszej linii obrony. Kluczem do sukcesu jest umiejętne korzystanie z podwójnego skoku i rakiet. W ten sposób część przeciwników można po prostu ominąć, a pozostałych zmasakrować, nim to oni zredukują twój wąski pasek zdrowia do zera.

Tyle teorii. W praktyce to produkcja dla doświadczonych i cierpliwych graczy. Rzadkie checkpointy i niezwykle trudne walki z bossami mogą szybko zniechęcić rozpieszczonych osobników, dla których wyzwanie stanowi ukończenie Call of Duty na normalu. Tu nie ma miejsca na błędy.

Metal Shinobi Assassin to produkcja nie tylko kompletna, ale też spójna wizerunkowo. Wygląda jak tytuł z początku lat 90. i oferuje typową dla tamtego okresu hardkorową rozgrywkę. Z pewnością można spędzić przy niej dobrze nieco czasu, ale też ciężko się czymś zachwycić. MSA naśladuje dawne hity, ale nie oferuje świeżego spojrzenia. To tylko wyprawa w przeszłość, nie próba opowiedzenia jej na nowo.

P.S. Żeby pobrać grę, musisz kliknąć na duży link z japońskimi znaczkami. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. ;)