Rekordy online
One Last Dance for the Capitalist Pigs
Dzieła niezależne kojarzą mi się nieodmiennie z dziwną stylistyką, nietypowymi bohaterami i metaforycznym przesłaniem. Pod tym względem, One Last Dance for The Capitalist Pigs jest wręcz esencją niezależności.
Stworzona przez Juliena Lallevé gra powinna wylądować na dyskach twardych wszystkich osób, które poszukują czegoś nowego. Szalona, kreskówkowa wizja świata, w którym losami ludzi rządzi żywiąca się ich cierpieniem świnia, wciąga już od pierwszych chwil. Co ciekawe, paskudna oprawa graficzna, która w każdym innym tytule powodowałaby odruch wymiotny, tutaj pasuje idealnie jak stringi na 18-latkę.
Trudno wręcz wyobrazić sobie, by "One Last Dance..." mógł wyglądać inaczej. Przez całą rozgrywkę czujesz się, jakbyś przedawkował silny środek odurzający (mamo, to chyba jednak nie były maślaki...) – a wrażenie to z pewnością wzmaga tłumaczenie na język angielski, najeżone błędami i niezręcznymi sformułowaniami. Ponownie: to, co w innej grze byłoby błędem, tutaj jeszcze bardziej buduje klimat.
Niestety, produkcja Lallevé cierpi na ten sam problem, co większość indyków: niedopracowany gameplay. Widać, że autor miał jakiś pomysł na swoją grę, ale zabrakło nieco talentu, wytrwałości i czasu, by wybić się ponad przeciętność. Zagadki, jeśli już się pojawią, to taka klasyka rocka: tu coś naciśnij, tam coś otwórz, gdzieś indziej z kimś porozmawiaj. W porównaniu ze zwariowaną otoczką, sama rozgrywka wydaje się aż nazbyt banalna. Szkoda. W zasadzie tylko nieliczne elementy skradankowe wzbudziły moje zainteresowanie.
Mimo to, One Last Dance for the Capitalist Pigs warto poświęcić nieco czasu. To prosta, ale na swój sposób wyjątkowa produkcja – a takich w zalewie Batmanów i Asasynów nigdy nie ma zbyt wiele.