Internet/LAN, Rekordy online
Pokémon: Generations
Nie sugerujcie się oceną tej recenzji. Pokémon: Generations to gra, która znajduje się w produkcji (i, jak twierdzi autor, w produkcji pozostanie całkiem długo), więc – cytując Anitę Lipnicką – uprzedzam, że jeszcze "wszystko się może zdarzyć".
Po co w ogóle pisać o na wpół ukończonej grze? – zapytacie. Bo zapowiada się rewelacyjnie! Aż dziwne, że nikt wcześniej nie wpadł na podobny pomysł. Generations to bowiem nic innego, jak trójwymiarowe MMO w świecie Pokémonów.
Spore wrażenie zrobiła na mnie oprawa graficzna. Jest prosta, a jednocześnie świetnie oddaje klimat kreskówek: stworki wyglądają dokładnie tak, jak powinny. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Pikachu, zacząłem żałować, że nie mam znów dwunastu lat i nie mogę już bezkarnie poświęcać każdego popołudnia na śledzenie niekończących się przygód Asha Ketchuma. (Wiecie, teraz mogę to robić tylko wieczorami).
Potencjał Pokémon: Generations jest ogromny. Szkoda, że na razie większość elementów znajduje się w fazie – mówiąc oględnie – szkicowej. "Świat" ograniczony jest do niewielkiej przestrzeni z domem i przyległymi terenami, samych stworków mamy ledwie kilkanaście, a walki polegają na bezmyślnym klikaniu w ruchomy cel. Co z tego – jeśli kiedyś doczekamy się wersji 1.0, będę pierwszym, który pobierze ją na swój dysk. (Przyznam się: zawsze chciałem zostać mistrzem Pokémonów).
W zasadzie zastanawia mnie tylko jedno: co na to wszystko Nintendo? Boję się, że pewnego pięknego dnia studio powie "dosyć" i doprowadzi do zamknięcia projektu. Cóż, byłoby szkoda. Chyba że to właśnie Ninny zdoła wprowadzić maszynerię w ruch i zrealizować pomysł niezależnego twórcy, tyle że z porządnym budżetem i zapleczem produkcyjnym. Wiem jedno: chętnych do zagrania w taki tytuł byłoby mnóstwo.