Rekordy online
Run Into The Dark
Coś na Halloween. ;)
Jest takie miejsce, które zwą Aokigahara. To japoński las, który – z jakiegoś powodu – za swoje ulubione miejsce wybrali samobójcy. To właśnie tam znikają między gęsto rosnącymi drzewami, by odebrać sobie życie.
Nadleśnictwo Aokigahara zatrudnia kilku pracowników, których zadaniem jest przeszukiwanie okolicy w poszukiwaniu zwłok. W jednego z nich wcielasz się w Run into the Dark.
Brzmi nieźle? Koncepcja jest rzeczywiście bardzo ciekawa i choć przypomina Slendera, broni się osadzeniem akcji w rzeczywistym miejscu. Twoim zadaniem jest odnalezienie zwłok i ucieczka przed duchami Kikazaru, które pragną, byś i ty jak najszybciej stał się obywatelem zaświatów. Mógłby z tego powstać naprawdę niezły horror. Mógłby...
Niestety, twórcom nie udało się oddać klimatu zagrożenia, a rozgrywka przez większość czasu nudzi. Z pewnością jest to wina dość słabych projektów lokacji: z jednej strony nadmiernie rozwlekłych, z drugiej – klaustrofobicznie ciasnych. Irytowały mnie też liczne błędy w wyświetlaniu tekstur, a fakt, że gra potrafiła mocno przyciąć na średnich detalach przy czterordzeniowym procesorze i 8 GB RAM, z pewnością nie pomógł w utrzymaniu dobrego wrażenia.
W Run into the Dark także narracja leży i kwiczy. To, co napisałem na początku o Aokigaharze, wziąłem z informacji na oficjalnej stronie – z samej gry ciężko domyślić się, co my tu w ogóle robimy.
Mówiąc krótko, jest tak sobie, chociaż daję 2Quarter Studios kredyt zaufania, bo to ich debiutancka produkcja. Tymczasem w gatunku horrorów wciąż niepokonany pozostaje stareńki Silent Hill. Korzystając z okazji, chciałbym przypomnieć wam jego motyw przewodni. TO się nazywa klimat. :)