ciekawe rozwiązania
krótka
w większości prosta
INFORMACJE
Gatunek: Platformowe
Licencja: freeware
Data wydania: 2010
Pobrań: 370
Producent: Granite Gear
Dystrybutor: YoYo Games
Wymagania sprzętowe:
Dodatkowe opcje:
Rekordy online
Rekordy online
Język: Angielski
TAGI
INNE Z TEMATU
Warp
OCEŃ
Ile razy to już było. Ile razy już czytaliście taki wstęp. Więc może warto sprecyzować? Ekhm... Ile razy już graliście w grę o prostym koncepcie, prostych zasadach, prostym wykonaniu – i od której za pieruna nie mogliście się oderwać? Jeszcze jeden etap, jeszcze jeden...
Słowem wstępu. Jak już zapewne wiecie (a wiedzą to ci, którzy śledzą informacje na stronie głównej), Warp zajął trzecie miejsce w konkursie organizowanym przez YoYo Games na grę w temacie odkryć. Możecie więc już teraz sobie wyobrazić, że może coś w niej być. Ale zdążymy się jeszcze o tym przekonać. W końcu mamy przed sobą całą recenzję. To jak, zaczynamy?
Prosty pomysł to bez wątpienia (a także wbrew pozorom) coś, co może przykuć do monitora. Trzeba to tylko odpowiednio wyeksponować. I jeszcze się postarać, żeby nie przesadzić. A i tak się potem okaże, że wcale nie był taki prosty. Jest sobie ludzik. Bezimienny. Porusza się też zwyczajnie – ruchy na boki plus skok. Później dojdzie jeszcze manipulowanie przełącznikami. Jej, dużo się tego zrobiło. I tu dochodzimy do sedna sprawy, czyli do tytułowego przeniesienia. Każda bowiem krawędź naszego małego ekranu gry działa jak teleport, przenosząc nas w znany od dziesięcioleci sposób na drugi koniec planszy dokładnie na tej wysokości bądź szerokości, w jakiej się ją napotkało i przekroczyło. Wspomnienia... Cel każdego z etapów jest równie banalny: dojść do wyjścia. No dobrze, ale to wszystko już było. Co dalej?
Urok Warp leży z jednej strony w prostocie, którą zdążyłem już opisać – ale także, a może przede wszystkim, w jej realizacji. Bez pewnego urozmaicenia się nie obyło. Zwykłe teleportowanie niemal natychmiast stałoby się tak powtarzalne, że aż nudne. I trzeba by niemałego zawirowania w konstrukcji etapów, aby się przed tym uchronić. To również będzie cieszyło nasze oczy, ale nie powiem, żeby zabiegi autora sprawiały jakieś większe trudności. Szybko napotkamy więc pierwsze przeszkody - i pierwszych przeciwników. I wcale nie zgadniecie, jak się ich można pozbyć. Choć tylko ci drudzy wystąpią w liczbie mnogiej patrząc na ich typologię. Nie będzie to jakaś porażająca liczba, bo zobaczymy tylko dwa ich rodzaje, ale to z całą pewnością wystarczy. Zwłaszcza, że ten drugi to ewidentny żart. No ale jakoś trzeba było to załatwić... Osobiście uradował mnie jeden szczegół – podczas gdy nasza postać jest czarna i gdy ginie ulatuje z niej biały aniołek, z przeciwnikami jest na odwrót. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię takie smaczki.
Z drugiej strony nie pozostaniemy zdani tylko na nasze własne siły. Po pewnym czasie do naszej dyspozycji (czytaj: będą gdzieś leżeć i czekać, aż je łaskawie podniesiemy) oddane zostaną magiczne ulepszenia. Oznaczone tylko ikoną będą nam służyły podczas naszej misji. Co dokładnie one robią nie zdradzę – to akurat trzeba odkryć samemu. Na plus zaliczę to, że czasem trzeba je zbierać we właściwej kolejności. Wart odnotowania jest także fakt, że każde z nich nieco zmienia wygląd bohatera. Ponownie moje zamiłowanie do drobiazgów zostało nagrodzone. Świadczy to bardzo dobrze o autorze, który przyłożył się do gry na tyle, żeby wprowadzić taki niby mało znaczący element do swojej produkcji. Jak mawiają, mała rzecz, a cieszy.
Choć wspominam o tym na końcu, to jednak jest to coś, co widać w pierwszej kolejności. Grafika i muzyka. Nie przedłużając bez potrzeby powiem wprost. Jest dobrze. Oczywiście jak na tak minimalistyczną formę. Wszystko, co zobaczymy, to ciemne sylwetki i kolorowe tła, które jako jedyne zmieniają się podczas rozgrywki. Ale ponownie, tyle wystarczy. Może i jest sztuką stworzyć z rozmachem wielkie dzieło – ale dla mnie i tak ważniejsze będzie, żeby zrobić coś, co zadowoli gusta. Wszystko tkwi w szczegółach. Wszędzie coś zwisa czy rośnie. Ten świat żyje, nawet jeśli tak naprawdę jest skąpany w mroku. Tę ciekawą atmosferę pogłębia tylko przygrywająca gdzieś w tle delikatna muzyka. Można się spierać, czy to dobrze czy źle. Ja powiem, że jak na taki styl jest w porządku.
Sporo się rozpisałem, ale wprawny czytelnik zauważy, że tak naprawdę niewiele powiedziałem. To jest główna (i tak w zasadzie jedyna) wada Warp. Będzie nas ona cieszyć swoja skromnością jedynie przez 30 króciutkich etapów, z których tylko nieliczne zatrzymają nas na dłuższą chwilę. Najważniejsze jest jednak to, jak to robi. Wchłania tak bardzo, że jeśli nie ukończy się jej za jednym podejściem, to tylko dlatego, że ktoś nam w tym przeszkodził. Warto dać jej zatem szansę – nawet te dwadzieścia- trzydzieści minut. Z całą pewnością nie będzie to czas stracony. To czemu tak nisko? Bo nawet mimo szczerych chęci wystarcza tylko na góra dwa razy. Trochę mało. Ale gdyby nie to, dałbym więcej, słowo.
Słowem wstępu. Jak już zapewne wiecie (a wiedzą to ci, którzy śledzą informacje na stronie głównej), Warp zajął trzecie miejsce w konkursie organizowanym przez YoYo Games na grę w temacie odkryć. Możecie więc już teraz sobie wyobrazić, że może coś w niej być. Ale zdążymy się jeszcze o tym przekonać. W końcu mamy przed sobą całą recenzję. To jak, zaczynamy?
Prosty pomysł to bez wątpienia (a także wbrew pozorom) coś, co może przykuć do monitora. Trzeba to tylko odpowiednio wyeksponować. I jeszcze się postarać, żeby nie przesadzić. A i tak się potem okaże, że wcale nie był taki prosty. Jest sobie ludzik. Bezimienny. Porusza się też zwyczajnie – ruchy na boki plus skok. Później dojdzie jeszcze manipulowanie przełącznikami. Jej, dużo się tego zrobiło. I tu dochodzimy do sedna sprawy, czyli do tytułowego przeniesienia. Każda bowiem krawędź naszego małego ekranu gry działa jak teleport, przenosząc nas w znany od dziesięcioleci sposób na drugi koniec planszy dokładnie na tej wysokości bądź szerokości, w jakiej się ją napotkało i przekroczyło. Wspomnienia... Cel każdego z etapów jest równie banalny: dojść do wyjścia. No dobrze, ale to wszystko już było. Co dalej?
Urok Warp leży z jednej strony w prostocie, którą zdążyłem już opisać – ale także, a może przede wszystkim, w jej realizacji. Bez pewnego urozmaicenia się nie obyło. Zwykłe teleportowanie niemal natychmiast stałoby się tak powtarzalne, że aż nudne. I trzeba by niemałego zawirowania w konstrukcji etapów, aby się przed tym uchronić. To również będzie cieszyło nasze oczy, ale nie powiem, żeby zabiegi autora sprawiały jakieś większe trudności. Szybko napotkamy więc pierwsze przeszkody - i pierwszych przeciwników. I wcale nie zgadniecie, jak się ich można pozbyć. Choć tylko ci drudzy wystąpią w liczbie mnogiej patrząc na ich typologię. Nie będzie to jakaś porażająca liczba, bo zobaczymy tylko dwa ich rodzaje, ale to z całą pewnością wystarczy. Zwłaszcza, że ten drugi to ewidentny żart. No ale jakoś trzeba było to załatwić... Osobiście uradował mnie jeden szczegół – podczas gdy nasza postać jest czarna i gdy ginie ulatuje z niej biały aniołek, z przeciwnikami jest na odwrót. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię takie smaczki.
Z drugiej strony nie pozostaniemy zdani tylko na nasze własne siły. Po pewnym czasie do naszej dyspozycji (czytaj: będą gdzieś leżeć i czekać, aż je łaskawie podniesiemy) oddane zostaną magiczne ulepszenia. Oznaczone tylko ikoną będą nam służyły podczas naszej misji. Co dokładnie one robią nie zdradzę – to akurat trzeba odkryć samemu. Na plus zaliczę to, że czasem trzeba je zbierać we właściwej kolejności. Wart odnotowania jest także fakt, że każde z nich nieco zmienia wygląd bohatera. Ponownie moje zamiłowanie do drobiazgów zostało nagrodzone. Świadczy to bardzo dobrze o autorze, który przyłożył się do gry na tyle, żeby wprowadzić taki niby mało znaczący element do swojej produkcji. Jak mawiają, mała rzecz, a cieszy.
Choć wspominam o tym na końcu, to jednak jest to coś, co widać w pierwszej kolejności. Grafika i muzyka. Nie przedłużając bez potrzeby powiem wprost. Jest dobrze. Oczywiście jak na tak minimalistyczną formę. Wszystko, co zobaczymy, to ciemne sylwetki i kolorowe tła, które jako jedyne zmieniają się podczas rozgrywki. Ale ponownie, tyle wystarczy. Może i jest sztuką stworzyć z rozmachem wielkie dzieło – ale dla mnie i tak ważniejsze będzie, żeby zrobić coś, co zadowoli gusta. Wszystko tkwi w szczegółach. Wszędzie coś zwisa czy rośnie. Ten świat żyje, nawet jeśli tak naprawdę jest skąpany w mroku. Tę ciekawą atmosferę pogłębia tylko przygrywająca gdzieś w tle delikatna muzyka. Można się spierać, czy to dobrze czy źle. Ja powiem, że jak na taki styl jest w porządku.
Sporo się rozpisałem, ale wprawny czytelnik zauważy, że tak naprawdę niewiele powiedziałem. To jest główna (i tak w zasadzie jedyna) wada Warp. Będzie nas ona cieszyć swoja skromnością jedynie przez 30 króciutkich etapów, z których tylko nieliczne zatrzymają nas na dłuższą chwilę. Najważniejsze jest jednak to, jak to robi. Wchłania tak bardzo, że jeśli nie ukończy się jej za jednym podejściem, to tylko dlatego, że ktoś nam w tym przeszkodził. Warto dać jej zatem szansę – nawet te dwadzieścia- trzydzieści minut. Z całą pewnością nie będzie to czas stracony. To czemu tak nisko? Bo nawet mimo szczerych chęci wystarcza tylko na góra dwa razy. Trochę mało. Ale gdyby nie to, dałbym więcej, słowo.
KOMENTARZE
Gość
+0
2011-09-12 16:55:55
Fajna, polecam :)
1