31 października głównie Amerykanie, chociaż coraz częściej także Polacy obchodzą Halloween. Święto, które wywodzi się z Irlandii wyewoluowało z celtyckiego obyczaju Samhein, czyli ostatniego dnia lata (wg ich kalendarza). Piszę to po to, żeby przypomnieć, że to nie kapitaliści zza oceanu są jego autorami i można swobodnie zagrać w grę, która o nim traktuje.  Trick or Treat jest wyjątkowo nieskomplikowaną i prostą w obsłudze platformówką odnoszącą się do najniższych ludzkich instynktów. Bohaterem jest zamaskowana postać, która w drodze po cukierki (dzieci wtedy wypowiadają tytułowe słowa "trick or treating" czyli "słodycze albo psikus") równa z ziemią zastępy zombi, trupów i innych zjaw. Te pojawiły się na starym indiańskim cmentarzu i dlatego tylko główny bohater nie boi się tam chadzać. Do dyspozycji ma piłę łacuchową, pistolet i shotguna. Jest to wystarczające do utorowania sobie drogi na koniec planszy.  Grobowa muzyka, grafika w sam raz, mnóstwo krwi i zniszczeń. Tak krótko można scharakteryzować produkcję Dustina Gunna i Stevena Burgessa. Fani krwawych gier platformowych powinni być usatysfakcjonowani.